300 zatáček Gustava Havla – najbardziej kultowe wyścigi drogowe w Czechach. Napisano więc już o nich wiele. O historii sama co nieco skleciłam w poprzednim wpisie:
Najlepszy zaś opis oddający atmosferę tej imprezy (i dużo szczegółów logistyczno-gastronomicznych) znalazłam na innym blogu. To co się będę niepotrzebnie produkować… ;) Pokrótce zatem tylko odnotuję dla swojej pamięci…
Wyjazd był spontaniczny, bo przed weekendem rzuciłam temat i wyszło na to, że znajomi też chcą jechać. I bardzo dobrze, bo nigdy nie byli na żadnych czeskich wyścigach, a ja nigdy nie byłam na hořickich.
Czy było super? Oczywiście, że tak. Mimo że impreza nie ma tej kameralności, co Branná, to i tak jest swojsko, jest festyn… Ale przede wszystkim jest dużo szybciej.
Rzuca się w oczy różnorodność. Ramię w ramię jedzie ktoś w nowym kombiaku, w kasku pod wzór i z poduszką powietrzną w kamizelce, obok niego – ktoś w outficie poklejonym power tapem, który widać już niejedno przeżył…

Nieszczególnie ogarniam wszelkie zasady, regulaminy, statystyki, kto który, kto ile punktów… Jeżdżę na takie imprezy, żeby chłonąć – i utrwalać – obrazy, ale nawet do mojej świadomości przebiło się zjawisko, jakim był włoski zawodnik na motocyklu marki Paton. Zdeklasował wszystkich w swojej grupie. Najlepsza była rozmowa Czechów koło mnie, którzy komentowali informacje dochodzące z megafonów: – Powiedział, że co to za motocykl…? – Paton. – A co to jest? – Nie wiem, generał taki był… Tak mniej więcej ;)

Kolejna rzecz, którą tam uwielbiam… Każdy się pcha byle bliżej barierek, wiadomo. Ja się nie pcham, bo jestem niedojdą, to też wiadomo ;D A mimo to kilka razy zdarzyło się, że ktoś komu czaiłam się za plecami – zorientowawszy się, że stoję tam z aparatem – przepuszczał mnie, wpychał wręcz czasami bliżej, żebym miała czyste pole. No jak tu ich nie kochać!

Aczkolwiek Branná ma tę jedną przewagę, że nie trzeba się tyle nałazić, żeby zobaczyć tor z każdego punktu. Tutaj dotarliśmy tylko do połowy i wróciliśmy na dół przez miasto. No ale umówmy się – to nie wygoda i bolące nóżki kibiców są tutaj najważniejsze :P
Wyścig obejrzeli, muzeum pozwiedzali… Pozostało jeszcze zaopatrzyć się w obowiązkowe pamiątki – na szczęście obie dostępne niedaleko, w pięknym zabytkowym browarze. Kupić tu można okolicznościowe butelkowane piwo (bardzo niezłe) i wspomniane w poprzednim wpisie słodkie rurki – lokalne, jedyne takie.
Nie wiem, czy będzie to tak żelazny punkt w moim kalendarzu jak Kolštejnský okruh, ale myślę, że jeszcze nieraz tu zawitam – choćby na wyścigi klasyków i sidecarów. Co i Państwu polecam ;)
. . .
PS. A, i jeszcze jedna rzecz, bo zapomniałam… Dla graczy jest możliwość przejechania się hořicką (i nie tylko) trasą wirtualnie – w darmowej grze online „Engine Evolution 2020„.
Świetny blog. Sidecary na własne oczy – polecam – dobra i widowiskowa zabawa.
pozdrawiamy
dwojezplecakiem
Od sajdów się zaczęło, od paru lat co roku jestem w Brannej :) Dzięki za wizytę! Pozdrawiam