Dwa etapy szkolenia Safe driving już za mną. Na drugim miało być trudniej niż na jedynce, a poszło mi lepiej – polubiłam się z szarpakami (zimowe treningi sierrą chyba coś dały :>), hamowanie na mokrym zakręcie z górki nie było takie straszne jak wyglądało… Slalomy czy hamowanie awaryjne z ominięciem przeszkody – to już banał ;)
Więc bez dalszych przechwałek i samozachwytów, powiem Wam, co było w tym najważniejsze i dlaczego #doszkalajmysię:
➡️ Aspekt praktyczny. Przykład: teoria teorią, ale hamowanie awaryjne to ma być kopnięcie w opór – bez litości dla, ekhm, „dźwigni obsługiwanych stopami” ;) Jeśli jedzie z nami na pokładzie ABS, ofkors. Na pierwszych ćwiczeniach wiele osób zbyt delikatnie obchodziło się z autem, w tym ja. Pod koniec – wszyscy reagowali idealnie.
Instruktor widzi, co robisz i na bieżąco koryguje błędy i złe nawyki. Pytasz – od razu masz odpowiedź. Masz trudne warunki i sytuacje na drodze na zawołanie. Nauka w pigułce.
➡️ Aspekt uświadamiający. Wszyscy wiemy, że „10 mniej ratuje życie” itd. Wszyscy jeździmy 20 więcej – zazwyczaj, co nie? A przy hamowaniu na mokrym różnica 5 km/h jest już kolosalna w efektach. PIĘĆ. Kilometrów. Na godzinę.
Na suchym zresztą też nie ma jeńców. Na zdjęciu obok widać drogę hamowania z 70 km/h przy 1-sekundowej reakcji, czyli kierowca trzeźwy, przytomny i uważający na drodze. Po zobaczeniu nagłej przeszkody na drodze hamowanie zaczyna się dopiero w momencie zderzenia (!).
70 km/h. Niedużo, co? To jest 20 metrów do zatrzymania. Z czego samego hamowania ok. 5 m. Nie obronisz tego. Nie depniesz wcześniej.
Zatrzymanie na mokrym PRZED przeszkodą było możliwe tak do 40-paru na godzinę. Nie żartuję. Fizyka też nie.
Pierwszy raz byłam na podobnym szkoleniu zaraz po zdaniu prawka, 10 lat temu (akurat trafiło się takie dofinansowane. Tutaj też, dlatego wzięłam udział :P To nie jest tania zabawa, niestety…) i efekty było widać już pierwszej zimy. Wiedziałam, co się może dziać i jak zareagować. Byłam w stanie wybronić parszywe podsterowne uślizgi starym golfem II w, powiedzmy, dyskusyjnym stanie technicznym.
Teraz na tym szkoleniu, gadając podczas przerwy obiadowej, wszyscy byli zgodni, że tak powinna wyglądać nauka jazdy. Kurs i egzamin. To jest OBOWIĄZKOWA wiedza. No ale żyjemy gdzie żyjemy, więc trzeba we własnym zakresie. Szkoły, ośrodki są w całej Polsce. Wpiszcie w google „doskonalenie jazdy”, „akademia bezpiecznej jazdy”, coś takiego i na pewno znajdzie się coś blisko. A naprawdę, naprawdę warto.
I parę ujęć z przejazdów – ale nie moich, jeździliśmy po dwie osoby w aucie, na zmianę, więc nagrywałam w turze pasażerskiej.