Wiosna – w niektórych kręgach najczęściej powtarzane słowo ostatnich dni – czai się już za rogiem, choć nadal jeszcze mocno nieśmiało, ale pomyślałam, że może warto by przypomnieć, czego możemy się za tych parę chwil spodziewać, żeby co poniektórzy nie byli w szoku, gdy to nareszcie nastąpi ;)
W okolicach kalendarzowo wielkanocnych zdarza mi się bywać w okolicach geograficznie srebrnogórskich. Powody tego stanu rzeczy są rodzinno-świąteczne, ale naturalnie nie ma innej opcji, żebym przy sprzyjającej przygodzie nie wybrała się na turystykę i/lub spacer pod wiadukty. Wspominałam o nich już tutaj. Do „małego” jest całkiem blisko, ale nie umniejsza to szans na sympatyczne spotkania z lokalną fauną.
Nie pamiętam, czy oba wiadukty doczekały się remontu, ale ten pierwszy – jak widać – na pewno. Przy okazji zyskał oficjalnie funkcję wspinaczkową. Stracił natomiast nieco na posępności i nastrojowości, ale przynajmniej termin przydatności mu się wydłużył.
O kolei sowiogórskiej można pokrótce poczytać np. tutaj.
Dlatego też skupiłam się na sprawach zupełnie przyziemnych. Konkretnie tych świeżo wylazłszych z rozmrożonej ziemi, pierwszych zwiastunach.
Tym razem żadnych bliskich spotkań z salamandrami, za to w oddali przemknęły dwie spłoszone – jak je tu pieszczotliwie nazywają – france. Zasłużyły sobie podobno na to miano, bo wyżerają płody rolne z ogródka.
Zdarzały się tam już wielkanoce w zaspach śniegu, więc trzeba przyznać, że tym razem aura była wyjątkowo łaskawa. Czego nam wszystkim życzę w jak najbliższym czasie.