Chcąc odwiedzić Muzeum Sportu i Turystyki Regionu Karkonoszy, przygotujcie się od razu, że nie będzie gdzie zaparkować. Gdyż Karpacz, wiadomo. Placyk obok szczelnie zastawiony, więc forget it, wzdłuż ulicy na dole też nie ma co szukać… Ze swojej strony polecam zjechać trochę niżej, naprzeciwko informacji turystycznej, na sklepowy parking koło Pepco i spożywczaka. By zadośćuczynić zasadom parkingowym, można zrobić jakieś tam zakupy w którymś przybytku i powiedzmy, że wtedy stoi się legalnie. Stąd już tylko krótki, ale podnoszący tętno spacerek pod górę – mijamy duchologiczny zakład fryzjerski, jeden z trzech zabytkowych kościołów, kiosk z pamiątkami oraz nieprzeliczone hordy orków spragnionych górskiego powietrza współturystów z przychówkiem.
A propos najmłodszych/milusińskich/gówniaków (zależnie co tam sobie kto wychował), naprzeciwko muzeum od razu pierwsza ciekawostka: najmniejsza ulica w Polsce. „(…) jej długość wynosi 30 metrów, a szerokość 3 metry i tylko na jednym budynku w Karpaczu może pojawić się tabliczka adresowa z jej nazwą„. Zapewne chodzi o znajdujące się tu przedszkole. Wracając zaś do muzeum – już siedziba jest fantastyczna i jakże spójna z niedawnymi wpisami – kolejna wiejska chałupa ;). No dobra, wcale że nieprawda, żadna chałupa, tylko od początku budynek na cele muzealne. Ale przecudnej urody.
Wchodzimy. Znaczy ja wchodzę. I Wy może też, w przyszłości. W środku, w przytulnej ciasnocie, witają nas schody na piętro i wciśnięta obok nich kaso-recepcja z człowiekiem w środku. Początek zwiedzania od góry, no więc wdrapuję się na piętro. I co my tu mamy? Fauna i flora Karkonoszy i ich ochrona, historia przewodnictwa i ratownictwa górskiego w tym regionie, coś o olimpijczykach z regionu… No ok, takie powiedzmy – standardy. Można by rzec, że nic nadzwyczajnego, ale ale! Motyle mniejsze od muszek owocówek, dwugłowe cielę oraz te fantastyczne stare mapy i przewodniki to nie w kij dmuchał, nie żadne byle co! ;)
Kto dotąd nie znał, pozna też historię fascynującej postaci karkonoskiego listonosza. Na zdjęciu słabo widać, ale warto przeczytać to jego CV. Zaczyna się tak…
Drewniana rzeźba przedstawiająca najsłynniejszego listonosza karkonoskiego Roberta Fleissa (1847-1937) umieszczona jest w Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu w korytarzu na słupie przy klatce schodowej. To on był pierwszym listonoszem w całej historii tych gór, który pieszo pokonywał drogę o długości 17 km i różnicy wysokości 1100 m. Każdego dnia, latem i zimą, bez względu na panujące warunki pogodowe, dostarczał listy i inne przesyłki do schronisk położonych wysoko w górach, w tym również i na Śnieżkę.
(źródło i ciąg dalszy pod linkiem: Rocznik KORKONTOI, str. 15)
Gdzieś obok na ścianie jeszcze całkiem wiekowa karta pocztowa wysłana ze Śnieżki (kopia). Ale nie najstarsza.
Na korytarzu jest jednak jeszcze coś, co sprawiło, że prawie wrosłam tam w podłogę… Kilka gablot wypełnionych po brzegi odznakami z rajdów górskich – turystycznych i narciarskich. A nawet motorowych. Obejrzałam chyba każdą z osobna ;) Ciąg dalszy tych cudeniek jest w dolnej sali, a ciąg dalszy fotek – pod linkiem.
Schodząc zatem na dół, trafiamy do sali z głównymi atrakcjami. Wystawa „Z dziejów sportów zimowych” prezentuje przekrój chyba wszystkich możliwych rozrywek na śniegu i lodzie. Są tu sanki, bobsleje, skeletony, narty (zupełnie archaiczne oraz nieco nowsze, choć nadal retro), skiboby i łyżwy (począwszy od takich kościanych). Są też pamiątki i wspominki po znanych postaciach sportu.
Jest wreszcie to, co dla mnie najciekawsze: eksponaty pokazujące początki turystyki w Karkonoszach. Kiedy chodziło się bez goretexów, za to w spódnicach. Albo było się wnoszonym w lektyce. I zjeżdżanym na saniach rogatych. Fajna sprawa, że teraz to wraca – jak akurat w górach raczy pojawić się śnieg – i są organizowane sankowe zjazdy czy narciarskie biegi retro.
Z zaskakujących pamiątek: świadectwa turystyki z lat tuż powojennych. Wpisy do księgi pamiątkowej z Zamku Chojnik (niektóre bardzo emocjonalne) czy też przepustki uprawniające do wycieczki na Śnieżkę. Grupowej w ponad 300 osób – no bo raczej, że nie indywidualnej, w 1947 roku…
Wreszcie w ostatniej sali (lub pierwszej, zależy jak patrzeć) poznajemy pradzieje tutejszych terenów – pierwsze szlaki, jeszcze nie turystyczne, prowadzące przez góry; historie o Walonach i zielarzach; legendy o Duchu Gór zwanym Liczyrzepą lub Rzepiórem; przedmioty życia pasterskiego i związane z nim początki goszczenia turystów w budach górskich, a później schroniskach…
Muzeum malutkie, ale koniecznie trzeba je odwiedzić. Wychodzi się bogatszym o kęs historii i człowiek nagle docenia, że może sobie swobodnie pójść gdzie bądź na szlak (bo jest wytyczony), a nawet na czeską stronę… ;)
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
- w poniedziałki oczywiście nieczynne, w pozostałe dni od 9 do 17,
- bileciki: normalny 8 zł, ulgowy złotych 6.