W związku z triumphalnym (sorry za ten suchy żart ;) ) powrotem marki Bajaj do Polski, wypada, aby na tak poczytnym i opiniotwórczym blogu (hehe, sorry #2 ;) ) pojawiło się słowo komentarza.
Mój epizod z bajajem trwał zaledwie parę dni (mijania się z nim w garażu, gdy czekał na naprawę) i zaowocował jedynie serią zdjęć jego urzekających detali. Czas i użytkownicy nie obchodzili się z nim łaskawie, więc w jego aparycji dało się odnaleźć wiele nut turpizmu (choć w odniesieniu do samego projektu Wikipedia przyznaje: „it was quite handsome in appearance” ;) ).
Produkowany przez jakieś 7-10 lat (różne źródła różnie podają), był podobno szalenie popularny. I jak to zwykle bywa w przypadku takich wynalazków, trochę tego się pałęta po Polsce – opis użytkowania jednego z nich można przeczytać tutaj. Do czego zachęcam, bo osobiście wrażeń z jazdy nie zasmakowałam. Szkoda? ;)
Słowo komentarza to słowo – krótko i zwięźle ;) Ale jeśli Wam mało, to zachęcam do zapoznania się z dziełem kinematografii rodzimej bajajowi, znaczy z taką Motobandą made in India (z całym szacunkiem dla Waszego angielskiego chłopaki, który – nie wątpię – jest znacznie lepszy ;) ). Film też ciekawy z tego dodatkowego względu, że jest mowa o interesującym chwycie marketingowym zastosowanym przy produkcji jednego z nowych modeli.