Przed pracą udało się załatwić wydział komunikacji, więc po pracy nic tylko jechać, zdobywać świat ;) No, ten mniejszy kawałek świata. Okoliczności o tyle sprzyjające, że z innym motórem pod tyłkiem można od nowa objeżdżać tysiąc razy objechane lokalne drogi i nie ma aż takiej nudy ;)

Dodatkową atrakcją była też możliwość sprawdzenia kolejnego uchwytu do kamery (mama mi dała, bo jej niepotrzebna ;) ). Na razie większość opcji daje radę i nagrywa ładnie. Na hondzie, z braku owiewek (na których zresztą koszmarnie trzęsło, jak się okazało po krótkich testach na zygzaku) jest przedłużony uchwyt na kierownicę rowerową, zamontowany na manetce, mającej swoiste ricasso między częścią chwytną a wewnętrzną krawędzią, dochodzącą do przełączników – w sam raz na ten uchwytnik, bo ładnie się tam to wszystko amortyzuje (przykład w filmie). W samochodzie ten taki przyczepnik do szyby też działa, choć na początku myślałam, że albo z nim jest coś nie tak, albo ze mną – oczywiście okazało się, że to drugie :P, gdy dopiero przypadkiem odkryłam opcję nagrywania do góry nogami i całe to dziwaczne mocowanie nabrało sensu ;) A do użytku z wszystkimi pozostałymi środkami lokomocji zakupiłam na znanym-portalu-aukcyjnym jakieś takie jednostronne szelki, które okazały się rozwiązaniem moich kombinacji pt. jak przymocować ustrojstwo do plecaka albo sobie do ramienia. Na tej szelce widok jest wprawdzie spod albo znad cycka, ale ogólnie konstrukcja jest stabilna i nawet tak z człowieka nagrywa się nieźle. Opcji przyczepiania na głowie nawet nie brałam pod uwagę, bo po tych wszystkich historiach, jak to strasznie ciągnie w trakcie jazdy albo przebija kaski (a poza tym jakoś mi to po prostu nie wygląda takie sterczące)  – wolę nie ;)

A ogólnie cały zamysł wycieczki był banalny, bo chodziło tylko o zrobienie zdjęcia na zamkowym podjeździe ;) Oczywiście trasę wybrałam wprost „wymarzoną” na tę pogodę – płaską wiejską autostradę przez pola – a był to kolejny dzień z rzędu, gdy koszmarnie wiało… Ale czego się nie robi dla jednego ujęcia czy innej zachcianki ;) Poniżej jeszcze kilka pozostałych stopklatek z mocowania „spod” – to ustawienie, jak widać (a raczej właśnie nie), jest trochę za nisko, a szkoda, bo tamta okolica obfituje w bardzo ładne dróżki, nawet udało mi się trafić na kolejną, chyba niedawno wyasfaltowaną.

1 thought on “wycieczka: Popracowa do Chobieni

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *