Kup sobie motocykl z koszem, mówili. Będzie fajnie, mówili.

– Motocykle z koszem są najsuperowsze! – przekonywali.
– Ale to nie jednoślady!… – oponował arcywróg doczepiania do motocykli zbędnego balastu wszelkiej kubatury: wozów, sakw, przyczepek…

Wszystko ma jednak swoje granice. Najtwardsi zawodnicy by się ugięli, a co dopiero… No, w każdym razie złamali i jego :P

Poniekąd… ;)

dsc_1865

…i tym sposobem trafiła do nas mała Miętówka. Miała mieszkać sobie w jakimś garażowym zakamarku, nie wadząc nikomu, spokojnie poczekać do wiosny, a potem wozić nas wszędzie i nigdzie, na zakupy i „tak, o”… Nie zdążyła. Nie było nawet kiedy dobrze jej obetrzeć z podróżnego kurzu, a już ustawiła się kolejka wygłodniałych… yyy, znaczy – chętnych nabywców.

Ugiął się więc jej właściciel ponownie, pod naporem potupywania i zniecierpliwienia, i okrzyków „Sprzedaj ją mi! Nie! Mi ją sprzedaj! Mi! Mi!”, wspomaganych widłami i pochodniami…

Dobra, zagalopowałam się :P Ale historia tak dobrze mi się układała… ;) W każdym razie, nie było aż tak dramatycznie i poza tym poszła w dobre ręce. Cieszy teraz trzy pokolenia nowej rodziny (w tym dwulatka, który siedząc na niej sięga do kierownicy, co już samo w sobie budzi niezmierną radość i do tego gromko informującego wszystkich, że „Motor jamacha!”), wozi ich do sklepu, a kto wie – może nawet do sąsiedniej wsi?…

Zaś arcywróg koszowy może teraz z podniesionym czołem ripostować pytania „Nie lubisz – a miałeś?” dumnym: „Miałem”.


A teraz do rzeczy…

dsc_1650

Choć to mikroskuter, posiada kółka wcale nie mniejsze niż duży V-Strom (jeśli odpowiednio spojrzeć ;) ). Posiada nadto piękne, coś jakby art-decowskie zegary, lakier w kolorze Coral Blue, klakson typu idiofonicznego, przekładnię łańcuchową (jak nie skuter…) oraz śmieszną komiksową instrukcję ;) I mnóstwo naklejek – wszystkie fabryczne, które wyczerpująco objaśniają zasady obsługi pojazdu, i parę dodatkowych z kraju pochodzenia.

Najważniejszym elementem wyposażenia jest jednak bezdyskusyjnie osławiony kosz(yk). Nie byle jaki, bo „Yamaha Performance Equipment”, tak tak. Na ramce tablicy rejestracyjnej dodatkowo ma coś tam, że „racing”, więc generalnie mało kto mu podskoczy. Ogólnie uważam, że to mechaniczny odpowiednik Tuptusia z Sekretnych Zwierzaków ;)

Dla Czytelników bardziej zainteresowanych technicznymi konkretami, niż opowieściami o dupie Maryni mam umiarkowanie złą wiadomość. O samym Mincie niewiele można znaleźć w internetach (poza kosmicznymi cenami części zamiennych i gustowną broszurką), ale po Ameryce jeździł jego odpowiednik (jak mniemam), zwany Razz.

  • Jeśli więc chcielibyście poczytać cyferki w instrukcji (no i pooglądać śmieszne obrazki – wiem, że chcecie :P), to jest ona dostępna tutaj: LINK
  • Bardziej profesjonalnie ujęty opis Razza przeczytać można tutaj: LINK
  • A jak bzyk sprawuje się w akcji, prezentuje fragment klipu bliżej mi nieznanego artysty: LINK

dsc_1867

dsc_1887
Ostateczny test na mikroskopijność: zmieścił się do Chrupka. Znaczy escorta vana.

7 thoughts on “Miętówka jaka jest, każdy widzi

  1. Byłem widziałem przejechać mi się nie dano , ale przyznam że fajny sprzet taki pocieszny sam z chęcią bym miał go w garażu nie wiem po co ale chciałbym:)

  2. Wygląda jak jeżdżący toster albo jakiś moto odpowiednik Wall-E ;) Mega urocza maszynka, i to jeszcze holenderska ;) Czyżbyś milej łypała okiem na tego typu urządzenia? ;) W sumie chyba ani razu nie widziałem w Holce czegoś takiego na chodnikach (tak, chodnikach, bo tego typu bolidy nie jeżdżą jak u nas po jezdni, tylko po drogach rowerowych, co z początku wygląda przekomicznie) co dziwne, bo tu ludzie lubią „oldskul”, ale chyba tylko rowerowy, bo maszynami prowadzają się już raczej zacnymi. Nie zmienia to faktu, że ta Miętówka jest po prostu słodka :)

    1. Fakt, odkąd zaprzyjaźniłam się z Aprilią, nie mam już żadnych wątów do skuterów ;) O ile nie będę musiała znowu mocować niespasowanych plastików w jakimś połamanym chinolu :P
      Odnośnie Holandii, to tak słyszałam, że nawet te Ligiery i inne mikropojazdy mykają razem z rowerami. I tak jest najsensowniej i nikt nikomu nie zawadza. Ale taka sieć dróg rowerowych to u nas raczej nierealne… A wiek użytkowanych pojazdów może być u nich wymuszony przepisami i opłacalnością, chociaż coś mi świta, że ktoś się zachwycał ilością amerykańskich zabytków – tylko czy w Holandii, czy w Finlandii… nie pamiętam :P

  3. mialem taka :D no moze nie az taka (no bo ta moja to trup byl jakby nie patrzec), ale taki model, kupilem na zlomie na wage, wyszlo cos kolo 60-80zl :) ale ze nie pasowala do „kolekcji” Hond, to sprzedalem, pewnie poszla na czesci, wazne ze nie zmarnowala sie na zlomie :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *