Wytrwałość popłaca. Tak, tak, moi wierni Czytelnicy – doczekaliście się momentu, kiedy pokażę wreszcie coś innego niż w kółko tę samą hondę ;) Od razu uspokajam (głównie siebie), że nie jest to kolejny zakup mojego szanownego, a jedynie gość/pacjent w przelocie. Ale za to jaki!
Cała sprawa z nią polegała głównie na poskładaniu puzzli, odpajęczeniu i uruchomieniu, bo maszyna długo stała. Kiedy operacja została zwieńczona sukcesem, nie pozostało mi nic innego, jak obskoczyć motór z aparatem. Piękne okoliczności przyrody zadecydowały o wyborze pleneru na ogródku, niestety poniewczasie zorientowałam się, że nie było to najszczęśliwsze posunięcie – milion drobniutkich odbić w lakierze, chaos i wizualny pierdolnik. Dlatego druga tura obskakiwania była już z nieco „gładszym” wizualnie tłem. Z braku tablicy rej. tylko rewir przydomowy wchodził w grę.
Egzemplarz o tyle ciekawy, że w oryginalnym stanie. Właściciel wydawał się być w miarę cywilizowanym człowiekiem, więc jest szansa, że XS-ki nie spotka marny los i jeszcze trochę pojeździ tak, jak ją w fabryce stworzyli. Dobrze by było, bo z tego, co się widzi, jest to jeden z najchętniej ciętych, pardon – customowanych modeli (stąd tytuł wpisu, parafrazujący nagłówki z oeliksa). Dość rzec, że pierwsza, jaką spotkałam (młodszy model), była właśnie scafejowana. Jeśli przeróbki są na bazie zniszczonego pojazdu, to proszę bardzo, ale odarcie takiej jak ta z jej oryginalności byłoby grzechem. Ich już nie przybędzie.
W ogóle, jest to model z roku ’79, w pięknym malowaniu Black Gold, z perłowym, głębokim lakierem (jak widać na zdjęciu powyżej). Prawie 40 lat temu, taka jakość… Albo inny bajer – odchylana zaślepka w zacisku, do sprawdzania stanu zużycia klocków hamulcowych. Co tu wiele gadać, inny świat.
Gdyby ktoś był spragniony wiedzy, to najobszerniejsze źródło, na jakie trafiłam, jest niestety niemieckojęzyczne ;) Jest też jakaś strona po angielsku, ale tam na dzieńdobry pokazują customy, więc nawet nie patrzyłam głębiej.
Gdy już się wytarzałam dookoła w poszukiwaniu detali, zwolniłam modelkę ze służby, by mogła udać się na garażowy podjazd w celu ostatnich regulacji i poprawek. Gdy jednak chwilę później i ja tam dotarłam, stwierdziłam, że jeszcze nie dość zdjęć jej narobiłam i niezbędne jest kolejne pińcet :P Tym sposobem to, co tu widzicie to jakaś 1/4 wszystkiego i dlatego tyle czasu trwało przygotowanie tego wpisu. Czasem otwierałam folder z mocnym postanowieniem selekcji KILKU zdjęć, po czym zamykałam go obezwładniona niemożnością wyboru… ;)
Przelotną tę znajomość zakończyło odwiezienie XS-ki na koniec świata (peryferia peryferiów peryferyjnej wioski), ale czysta dziecięca radość właściciela osłodziła ból rozstania :P
Jeszcze się uchowała jedna sztuka w oryginale? Jak się tak dłużej zastanawiam, to nie mogę sobie przypomnieć kiedy takową ostatnio widziałem. Mimo iż znajomy ma dwie sztuki. Ale jedna nie jest oryginałem a druga nawet mało przypomina XS ;)
Czyli potwierdzasz tendencję, niestety… Łudziłam się, że może jednak mało się znam albo śledzę niewłaściwe rejony internetu, ale naprawdę coraz więcej jest zmodyfikowanych, czasem nie do poznania właśnie.