Urlop ma się ku końcowi, a ja ani razu hondy nie wyciągnęłam. No co zrobić, większa część wolnego wypadła przed wypłatą… Ale w końcu nadszedł czas, aby to zmienić. Postanowiłam zrobić szybki wypad do Opalenicy, aby do kolekcji odwiedzonych pomników motocyklowych dołączyć i ten przedstawiający pierwszy polski motocykl „LECH”. Przy czym „szybki” pozostało tylko w sferze założeń, jak zwykle… Czyli kolejna historia o tym, jak zrobić 200 km w 6 godzin :P

Bo to w ogóle nie były dobre okoliczności do jazdy ;) Kolejny dzień z rzędu temperatura około 30 st. w cieniu (a w kurtce, kasku i z przypiekającym nogi silnikiem – jakieś pińcet), więc jadąc powoli – ja się gotuję. Chcąc przyspieszyć, gotuję motocykl… Poza tym, nie wzięłam mapy, bo nie chciało mi się po nią wracać z garażu. Przecież znam okolicę, jakoś się połapię. Z naciskiem na „jakoś”… O ile lichy internet w telefonie umożliwi sprawdzenie czegokolwiek. Pięć przystanków po drodze (nie licząc tego zaplanowanego, u celu), skandaliczna średnia przelotowa, jeżdżenie dookoła zamiast na skróty i przypadkowe błądzenie… Ale poza pogodą, w sumie wycieczka udana.

Drugi niezaplanowany przystanek (spokojnie, nic nie zniknęło, pierwszego nie opisuję, bo był tylko na smsa i mapę w telefonie) miał miejsce w Bronikowie. Wsi z drewnianym kościołem, na widok którego stwierdziłam, że nie mogę, no nie mogę go tak po prostu minąć.

DSC_0081

Zaparkowałam niedaleko widocznego powyżej skuterka, o którego posiadanie mylnie posądziłam kogoś z miejscowych. Ledwo się rozkulbaczyłam, usłyszałam gromkie: „Dzień dobry pani! Czyżby miłośniczka zabytków?” :D Tym sposobem wdałam się w miłą pogawędkę o zdjęciach, zabytkach sakralnych i jednośladach z mieszkańcem Leszna, który podróżuje sobie niniejszą 125-ką w poszukiwaniu co ciekawszych obiektów do sfotografowania, celem późniejszego uzupełnienia Wikipedii owymi zdjęciami. Też fajny sposób na emeryturę ;)

Bardzo podobny kościół trafił się nieco dalej, w Granowie. Tam już się nie zatrzymywałam, bo priorytetem było znalezienie studni, kałuży albo choćby sklepu, żeby zdobyć jakiś napój. Ale w domu, po namyśle, stwierdziłam, że coś jest na rzeczy – choć nie słyszałam dotąd, żeby okolice Kościana słynęły jakoś szczególnie z drewnianych kościołów. A jednak, jest ich więcej. Np. jeden wyjątkowo ładny w Śmiglu i inne, też niebrzydkie, w okolicznych wioskach. A to tylko te, które znalazłam na szybko, od ręki. A ile więcej ich się kryje? W sumie, pan z Leszna wspominał, że jeszcze w Buczu jest jakiś, teoretycznie zabytkowy, choć po remoncie podobno została z oryginału jedna, symboliczna belka ;)

mapa

Zwiedzanie okolicy odpuściłam z wielkim żalem. Jeszcze wcześniej, w Granówku, minęłam resztki ogromnego folwarku z pałacem. Już sam wjazd do wioski robi wrażenie – pomiędzy czworakami (?), z wielką kutą bramą na wprost… Z braku kamerki odsyłam do google street view – wyjdzie na to samo ;)

Będąc już tak blisko celu, przyszło mi jeszcze pokonać niekończącą się obwodnicę Grodziska z jakąś szaloną ilością rond (nie chciałam się pchać do centrum, żeby nie błądzić w tym upale bez potrzeby), a na koniec – dodatkowo korek i wahadło przy budowie kolejnego! Mimo wyprzedzenia kolejki, wpadłam akurat na czerwone, więc przymusowy postój spędziłam ze zgaszonym silnikiem. Na tej asfaltowej patelni i tak miałam wrażenie, że honda zaraz się rozpłynie.

I nareszcie Opalenica. Mijam znajomą tablicę na wlocie do miasta, odnajduję parko-plac z pomnikiem i tylko jeden szkopuł burzy me szczęście… LECH stoi na samym środku, nie koło parkingu. A ja chciałam fotkę z hondą obok. Co robić… Na szczęście to motór – zgasiłam, zsiadłam i dopchałam ten kawałek ;)

DSC_0088

W trakcie tej czynności podjechało do mnie dynamicznie na rowerkach dwóch młodzieńców w wieku lat gdzieś 5, na oko, i wzięli mnie w krzyżowy ogień pytań: a dlaczego pcham motocykl (w domyśle „jak frajer”:P), zamiast podjechać? A jak się jeździ „TAKIMI” motocyklami? A czy jestem stąd? A skąd przyjechałam? A ile czasu mi to zajęło? A czy to torba rowerowa na siedzeniu? A czemu na siedzeniu? A co, jak chcę kogoś przewieźć?… ;) Po przechwałkach, że jeden z nich będzie miał miniścigacza itp., na moją uwagę, że w taką pogodę lepiej się jeździ na rowerze mimo wszystko, młody gieroj zaskoczył mnie bystrymi spostrzeżeniami, że w trakcie jazdy jest jednak chłodniej, no ale silnik mocno grzeje… Najwyraźniej motocykle to nie pierwszyzna dla niego i raczej nie tylko w postaci stacjonarnego pomnika, wokół którego tak zawzięcie się ścigał z kolegą ;)

DSC_0095

Mimo że byłam w cieniu, czułam już, że mój termostat goni ostatkiem sił, więc postanowiłam przenieść się na pobliski Rynek, gdzie miałam nadzieję zdobyć jakąś rację żywnościową i pamiątkowy znaczek turystyczny. W zasadzie nie planuję rozpoczynać kolekcji, choć zabawa jest sama w sobie fajna, ale jeden z motorkiem mogę mieć ;)

Przy Rynku można nabyć pamiątkę w dwóch miejscach. Ja zaparkowałam akurat przed sklepem Prezencik, natomiast Restauracji u Kowala (gdzie załatwiłabym i temat jedzenia, i kupna znaczka) nie dojrzałam nigdzie na horyzoncie, więc po zwykłe „śniadanie tirowca” (bułka i kawał kiełbasy ;) ) udałam się do spożywczaka. I dobrze, bo dzięki temu trafiłam jeszcze na miniLECHa ;) Mniejsza replika stoi właśnie tutaj.

DSC_0096

Nie mamy za wiele tych pomników motocyklowych, ale jak to jest, że większość z nich jest w tej części Polski? Może są jakieś jeszcze, o których nie wiem?

5 thoughts on “wycieczka: Po Lecha

  1. Zazdroszczę tej Opalenicy. Mam niby w planach ale to są tzw. „plany na zaś”. Jawą pewnie bym podjechał na środek placu i nikt by się o to zapewne nie przyczepił-sprawdzone wielokrotnie; Jawa w zaprzęgu ma swego rodzaju immunitet, japonią jednak już bym nie próbował. No cóż, pozostaje mi zatem tylko poczytać i „pozazdraszczać” ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *