Kontynuując tradycję zapoczątkowaną w zeszłym roku, ze sporą obsuwą zaserwuję Wam wyczerpujący przegląd wszystkich ciekawostek, zwyczajowo poupychanych na peryferiach wrocławskiego motocyklowego szoła, z całkowitym lub prawie całkowitym pominięciem wszelkich megaszałowych nowości zajmujących serce Hali Ludowej. Moje zbójeckie prawo. Każdy ogląda, co lubi. Jak ktoś lubi nowości, wyścigi i hostessy, to też nie będzie poszkodowany – dla niego są filmy Motobandy i kopa innych, mejnstrimowych relacji.

A zatem bez zbędnego… gadania – do rzeczy. Kolejność przypadkowa, nie żaden ranking.

Sanglas i Midget na stoisku Natryskowe.com

Jak jest się takim ignorantem jak ja, to można w pierwszej chwili pomyśleć, że wziął ktoś (najpewniej Chińczyk) i nie dość, że walnął podróbę nie wiadomo czego, to jeszcze sunglass źle napisał :P Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, bo Sanglas to stara hiszpańska marka, a i prezentowany egzemplarz do młodych nie należy. Nie jest też najpopularniejszym z sanglasów (przegląd modeli tutaj) – wg jutuba, więcej ludzi wozi się 400kami albo nowszymi odmianami 500ek – więc skąd taki kąsek wziął się w Polsce, to tylko właściciel wie…

IMG_4457

Model 500S z lat 1976-1978, poza nieznaną mi nazwą, przyciągnął mój wzrok jeszcze jednym napisem – freno de disco (co natychmiast zaczęło mi się nucić do melodii „Nodisco”).

IMG_4456

Teraz mogę udawać mądrą (powiedzmy), bo sprawdziłam, że chodzi oczywiście o hamulce tarczowe. A czemu to producent postanowił się nimi chwalić i to na boczkach z obu stron? No bo to nie takie zwykłe tarczówki, tylko tarczo-bębny (?), które sobie sam obmyślił. Dość unikalna konstrukcja, jak się wydaje, bo nikt nie potrafi mi tego nawet nazwać po polsku. Kolegium mędrców z garażu na moje pytania orzekło jedynie, że to „taki bęben, ale z tarczą i zamiast rozpierać i trzyć u góry, to trzy obok” (cytuję w wiernym brzmieniu) – tyle, to sama widzę :P

(obrazki zaiwanione ze stron: sanglas-fluviano.esy.es – tutaj pan wstawił również fajne porównanie przed i po remoncie – oraz moticosroyo.wordpress.com )

Ogólnie, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to całkiem przyjemne pyrkadło i wcale bym nie pogardziła takim do kompletu z hondą. Mógłby być nawet ten nowszy model ze śmiesznym zadupkiem – o, choćby taki:

Drugim smaczkiem, nie mniejszego kalibru, choć obiektywnie całkiem niedużego, był pikapek Daihatsu. Cudowny, dodatkowo – z racji koloru.

IMG_4454

Godny konkurent dla mojego wymarzonego multicara (choć tamten ma na starcie dodatkowe punkty za uroczo gulgoczącego dizelka) – obydwoma bym woziła… rzeczy. Różne. Nic konkretnego. Żeby wozić, bo to przecież ciężarówka ;)

Od momentu napisania tych słów minęło tyle czasu, że w domowym stadzie zdążyła się faktycznie pojawić „ciężarówka” z TD, którą sobie wożę rzeczy (albo i nie – to dopiero rozpusta), ale to historia na inny wpis.

Przy czym midżecik nadaje się do jeszcze innego rodzaju aktywności i posiadłszy go również bym się tym zajmowała z upodobaniem, tak jak czynią to Japończycy:

Eeeekstra ;) Nikt nigdy nie dowiódł, że to normalny naród (wymyślili origami i mistrzostwa motogymkhany, helooł), ale nie da się ukryć, że upalanie pikapków na torze ma w sobie coś pociągającego – jak turbineczka powietrze (taka do małego silniczka 660 ccm).

 

Oldtimery

Tutaj bez zaskoczenia – reprezentację tworzyli zgodnie: topaczowe Muzeum Motoryzacji i Oldtimerbazar.

Niemniej, już na tych stoiskach dało się zauważyć tendencję w ekspozycji, jaka stanowiła myśl przewodnią wystawy na obrzeżach, czyli…

 

Z koszem nie tylko na grzyby

Przybyło mnóstwo różnych zaprzęgów – sporo militarnych, kilka współcześniejszych (te trzy cywilne obok siebie to chyba z WRM MC Oława), koszyki przyprawiano też tym motorkom, co się wózków nie dorobiły, ale nawet na to nie było reguły – niektórzy mieli podwójnie ;)

Motoracer Garage & Coffee

…czyli, jak sami to określają, warsztat z bufetem. Idea świetna, wrażenia na żywo podobno też – na pewno sprawdzę w swoim czasie. Patrząc po ich fb, serwują takie ciasta, że na sam widok ślinię się jak dog de Bordeaux. Na swoje wystawowe stoisko przyprowadzili Urała, znalazło się też miejsce dla Jawy MotoBrosów (jest była na sprzedaż, tak wogle), w kącie zaś przycupnęła kiwaczka – z wrodzonej uprzejmości (ehe :p) założę, że była jeszcze w fazie wykańczania, bo bez szparunków wygląda tak trochę goło, czarne siedzenie mam nadzieję, że też jest tylko tymczasowo, a i do paru innych rzeczy można by się doczepić – przy czym polegam tu na opinii mądrzejszych ode mnie.

Knedle zaplątały się w jeszcze dwóch miejscach i w porównaniu ze stanem sprzed roku (2 szt.), można powiedzieć, że reprezentacja tym razem była prężna. Mustang schował się na stoisku… Kärchera, co ciekawe. Obok równie gustownej żużlówki. Lśnił tak, że był niemalże ładny :P

Przewinął się już midget, przed chwilą żuk, więc pora rzucić okiem na obecne na wystawie samochody. Kilka sztuk postawiło Historyczne Kółko Rajdowe.

Wraz z motopompą GZUT.
Wraz z motopompą GZUT.

Furorę robiło porsche i drugi mustang, do których nie szło się dopchać, bo każdy robił sobie słitfocię na tle.

Mustang-pożerator.
Mustang-pożerator.

Było też tradycyjnie stoisko modelikowe (TrackerArt). Nic mi nie wpadło w oko, ale pewnie źle szukałam. Zawsze przy takich wystawkach dostaję oczopląsu, dlatego nie potrafię nic fajnego wygrzebać na pchlich targach :(

IMG_4596

Dla ścisłości, pojawiło się też kilka terenówek, kampery, ale nie o tym. Wracając do dwóch kół…

 

Customy

W porównaniu do zestawu ubiegłorocznego, teraz było… weselej? Nie twierdzę, że poprzednio nie było na czym oka zawiesić, o nie, ale no czegoś takiego jak Klamszot, Minionki czy Pędziwiatr jednak się nie uświadczyło. Ciekawy przerywnik między projektami kultowo-klasycznymi i mroczno-oldskulowymi.

F1030020

Turbo Struś (Karol Dymarczyk Street Garage)

Street Minions (GMK-Extreme) i Klamszot (Krzysztof Komornicki)

IMG_4578

Co nie zmienia faktu, że konstrukcje o zupełnie poważnym wyglądzie też przyciągały oko. Niektóre na tyle mocno, że na bezczela odpinałam sznurkowe „barierki”, żeby wygodnie uwiecznić modelki. Ale dotykania nie było? Nie było. Więc nie jest ze mnie aż taki rebel, jak z tej małej hondy.

F1030011

Fuck Bad Luck – Honda Rebel 125 (Rollin’ Fuckers) i Bull Cafe Racer (Krystian Bednarek)

Suzuki GN 125 Walter Matthau (Unikat) i Yamaha XS400 (Łukasz Fręszczak)

The Chosen One Cafe Racer – Honda GL 1100 ’79 (Adrian Palenga) i Orange Magic (Dar Custom Art)

X1 (85th Michał Zabielski), 44 motorcycle (Darek Dziubczyński, Tomasz Owsiak), Rebel Moto – Suzuki SV650 (Łukasz Czapek), Night Roarer (Boxer Custom Projects)

Oficjalnie, całe te customowe zawody wygrał niejaki Perkun (Mały HD) – dopracowany owszem, jak najbardziej, ale wolę motocykle do jeżdżenia, a nie tylko do patrzenia. Chociaż w sumie – gdzie jak gdzie, ale na zawodach customowych o to chodzi, żeby projekt był po bandzie. Nagroda zasłużona, tak czy siak.

Unikatpoza tym jednym customem, miał też ponownie całe swoje stoisko i choć bardziej zasobne niż rok temu, to mniej różnorodne. W sumie jedyne, co ciągnęło oko, to ta najsławniejsza i najbardziej eksponowana CB500SL – lśniąca szklaną powłoką lakieru i subtelnie chlubiąca się skórką z gullwinga – oraz rdzawo-piwna CBX750 Mikkeler.

Z innych interesujących rzeczy w centralnej części wystawy trafiła się jeszcze np. WSK, którą pewien młodzieniec objechał ziemie otaczające Bałtyk. Razem z Weroniką Kwapisz byli filarami stoiska Motovoyagera.

F1030007

W temacie podróży, jakiś czas zajęło mi znalezienie stoiska Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej, rozdającej mapki Europejskiego Szlaku Zamków i Pałaców, ponieważ znajdowało się… tuż przy wejściu. Ale jak się jest mną i obejdzie się całość bokiem, i wejdzie do epicentrum od dupy strony, to się rzeczywiście można pogubić.

IMG_4524

Jak widać, podeszli do wystroju z zaangażowaniem, a do pierwszej podjętej mapy dostawało się też chustę z wilkiem. Dobra na zloty, od razu wtedy widać, że „jestę rajderę” ;)

Drugie, naprawdę ładnie ładnie zaaranżowane stoisko przedstawili ludkowie z klubu Apanonar (w kooperacji ze sklepem Narzedziak.pl). Można było się poczuć jak w domu ;)

F1030025

Ubolewam nad rażącym brakiem jaktajmerów, znalazłam tylko jednego.

IMG_4530

Harli Dejwidsn w tym roku się nie pojawił, ale w zamian był Indian i Victory. Indiany na pierwszy rzut oka fajne, retro i wogle, ale jak wczytać się w ich prospekt/katalog, to okazuje się, że mają m.in. ABS i blututa. Błe. Oszukaństwo.

Victory niczego nie udaje, bo i co by miało (nawet nie sądziłam, że to tak młoda firma). Ze zdumieniem stwierdziłam, że nawet podoba mi się sylwetka i umaszczenie jednego z nich. Chyba się starzeję :P

IMG_4548
Ale koła mogłyby być mniej szpetne.

Natomiast inny okaz tej marki to już szaleństwo w czystej postaci. Kubatura kontenerowca, kolorek iście wiosenny (to na plus :P), subtelność dizajnu… nie istnieje (zwłaszcza z przodu). Ale ciekawostka… Tak, zdecydowanie.

Ktoś by mógł powiedzieć: „Widziałem na WMS takie wielkie, zielone kuriozum….”, ale słowa te mają prawo odnosić się tylko do powyższego obiektu. Drugi, obecny na wystawie masywny motocykl o barwie wiosennej trawki i kształtach cruisera budził zgoła inne odczucia.

Potwór

Tak go nazywa wnuk konstruktora. Wierni czytelnicy Świata Motocykli zapewne kojarzą ten szalony, ale genialny owoc zamiłowania, determinacji i talentu starszego pana z Wrocławia, był tam swego czasu opisany – wygrzebałam nawet w otchłani internetu skany, które ktoś ofiarnie zamieścił: strona pierwsza, druga i trzecia. Jego treść zawiera opis, który znalazł się również na tablicach informacyjnych na stoisku – do oklejenia których, biję się w pierś, przyłożyłam nawet obie ręce.

Kiedy podeszłam, żeby podziwiać jedynego-takiego-nieharleja, stropiony ów wnuk, Tomasz Szydełko, czekał na zapodzianego towarzysza, który miał mu pomóc w oklejaniu. Wraz z zagubionym pomocnikiem zniknęło także jego doświadczenie, ale moja oferta pomocy została przyjęta. Czas naglił, bo wystawa już się rozpoczęła, ludzi coraz więcej, a ścianki białe. Wyszło jak wyszło, staraliśmy się bardzo, ale przy takim braku praktyki, jaki oboje prezentowaliśmy, bąble były nieuchronne – powiedzmy, że tak ma być i to element tekstury ;)

A główny bohater? Fascynujący. Przed wystawą tylko obiło mi się o uszy, że to samoróbka, ale tak naprawdę to praktycznie autorska konstrukcja, jedynie luźno inspirowana – właściwie tylko ogólnymi zdjęciami HD Electra Glide. Bez dokumentacji, a szczegółowo zaprojektowany. Bez wysokojakościowych materiałów, ale nadrabiający starannym wykonaniem. Nie żaden składak, ale oryginalny i niepowtarzalny twór. Rama – zrobiona od podstaw. Owiewki – ręczna robota. Koła – skręcane połówki z zaprojektowanych osobiście odlewów. Silnik – tak samo, własnoręcznie obrabiany i jedynie dopełniony dostępnymi podzespołami z ówczesnych samochodów (głównie). Kosmos.

Można było zrobić coś w „tamtych czasach” porządnie? Jak widać. Zielony, dumny i ostateczny kontrargument dla wykrętów i sentymentalnego usprawiedliwiania polskich konstrukcji, że nie było takich możliwości, że robiono co się dało, że powinniśmy doceniać. Bla, bla oraz bla. Jeden człowiek z ogromnymi chęciami był w stanie, a całe fabryki nie były? Ehe. Sranie, że tak powiem, w banie.

Tymczasem poświęćmy jeszcze chwilę temu miłemu dla oka widokowi:

Ci, którzy zastanawiają się, jakby to było się przejechać tym wehikułem, mogą zapoznać się ze spisanymi wrażeniami z testu-porównania sprzed paru lat.

Wisienką na szczycie deseru jest informacja, że w najbliższych planach jest uruchomienie drugiego silnika skonstruowanego przez p. Stanisława i postawienie na koła jego wcześniejszego projektu.

Tak wyjątkowy gość imprezy dostał nawet adekwatną eskortę – dla mnie proszę zapakować obie, wezmę na wynos.

IMG_4494

IMG_4514

 

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

 

No, ale niestety – na wynos mogłam sobie co najwyżej wziąć porcję ruskich i gofra z owocami. Aprowizacja ta była jednak zupełnie zadowalająca, dzięki temu przeżyłam 3h łażenia non stop. Z ledwością jednak przez to przeżyłam późniejsze opłacenie biletu parkingowego, drugie tyle, co wejściówka :/ Równie zabójcze dla takiego dzikiego człowieka z lasu, jak ja, były sławetne tłumy odwiedzających, a przecież byłam w sobotę z samego rana, kiedy jeszcze nie było tak źle.

Tym niemniej, mimo narzekań niektórych wiecznych-internetowych-malkontentów, mnie impreza ponownie usatysfakcjonowała i mam nadzieję, że tendencja w przyszłym roku będzie rosnąca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *