Nieopodal Lubiatowa (tego koło Lubogoszczy i Lubięcina – świetny pomysł, ponazywajmy miejscowości prawie tak samo i niech się potem turyści zastanawiają :P) postawiono wieżę widokową. Wnioskując z części poniższych zdjęć, można by uznać, że było to już jakiś czas temu – a przynajmniej w moim odczuciu ta jakość i kolorystyka przywodzi na myśl pierwsze kolorowe, wakacyjne zdjęcia w rodzinnych albumach.
Tym niemniej, wieża jest całkiem świeżutka, tegoroczna. Wraz z nią, przysposobiono wokół jeziora Sławskiego parę innych miejsc na łonie natury, co dla takiego entuzjastycznego turysty-krajoznawcy jak ja oznacza istne eldorado ;) A dla przyjezdnych gości – obowiązkowy punkt do zawleczenia ich tam, czy chcą, czy nie :P
Mimo tłumów, jakie przy ładnej pogodzie oblegają obiekt (a i przy niepogodzie znajdują się chętni), na razie jest w jeszcze niezłym stanie i cieszy oko świeżością. Druga strona medalu jest taka, że trzeba pokonać miliard schodów, a na górze wyraźnie czuć, jak konstrukcja się radośnie gibie.
Ale nie pozostaje nic innego, jak wykrzesać zaufanie do napiętych lin i jeszcze nie pordzewiałych śrub, i cieszyć się szerokimi perspektywami. No właśnie, najważniejsze – co właściwie widać z góry?
Mniej więcej tyle ;)
Nie no, żarcik, widać o wiele więcej. Głównie więcej lasu. Oraz dupkę jeziora, w sensie samą końcówkę, całego nie, bo las zasłania… Widać też Konotop i to drugie jezioro, acz ledwo. I bezkresne lasy po horyzont. Nawet ładnie.
W końcu czas zejść z tego z takim trudem zdobytego przyczółka, ale to nie koniec zwiedzania.
Po wyjściu z lasu, można się rozejrzeć po „polanie rekreacyjnej”. Na łączce postawiono plenerową siłownię, wiatę ogniskową i wszelką piknikową infrastrukturę oraz sporo tablic i… jak to nazwać, zabaw edukacyjnych? Brzmi to dość podstawówkowo i w istocie – mając lat 10, jarałabym się tak podaną wiedzą przyrodniczą jak wściekła :P A nawet i teraz przeczytałam sobie z przyjemnością różne ciekawostki – bo głównie tego typu informacje są tam zawarte, bez przynudzania. Najlepsza jest ta o niesporczakach. Trochę zbladłam, jak dowiedziałam się, że żyją dosłownie WSZĘDZIE, ale ich ogólna fantastycznościowość przyćmiewa ten niewygodny fakt ;)
Jeśli po nabyciu tej nowej wiedzy, również staniecie się fanami tych miłych stworzonek, to mam dobrą wiadomość – można kupić sobie pluszowego wodnego niedźwiadka :P
Kolejne, bardziej interaktywne tablice stanowią wyzwanie z zakresu rozpoznawania okolicznych rybów, grzybów i roślinek. Niestety ktoś nie pomyślał do końca sensownie i tych najwyższych „przesłaniaczy” nie idzie dosięgnąć. Podobnie przy „Ptakach Pojezierza Sławskiego” – zdjęcia mogłyby sobie spokojnie być wyżej, a pod nimi te upiornie piszczące (drewno o drewno), obrotowe tabliczki. Może jeszcze ktoś uratuje sytuację, np. dokładając jakieś zaimprowizowane podesty, żeby móc sobie stanąć wyżej…
Poza tym, co dla turystów przygotowało nadleśnictwo, jest jeszcze mieszczące się obok ranczo, można sobie pojeździć albo po prostu popatrzeć na koniki, jak ktoś lubi – a kto nie lubi?
Świetna miejscówka, oby więcej takich – albo oby mnie zawiało w więcej takich, już istniejących ;)
Taką ścieżkę przyrodniczą to ja rozumiem, jak porównam z tą którą mijałem rowerem w lesie w mojej okolicy to aż żal d… ściska. Trzy tablice stojące przy ścieżce którą nikt nie chodzi ;)
Wieża wygląda też całkiem okazale, tylko czy za kilka lat te drzewa nie podrosną i nie zasłonią widoku?
Miejmy nadzieję, że to nowy trend, bo też jeszcze dotąd nie widziałam tak zasobnej w wiedzę ścieżki – ale może jeszcze mało widziałam ;) Drzewa raczej już wyrosły tyle, ile natura zaplanowała, a te sadzonki małe raczej ich nie przewyższą. Co najwyżej powycinają trochę starych – wszak Lasy Państwowe to zakład produkcyjny tak właściwie ;)