Co ciekawego można zobaczyć w Poznaniu? Poza radiowozem na każdym rogu (serio, w życiu nie widziałam tyle zwykłej, patrolującej policji jednego dnia, radiowozy są wszędzie, duże, małe, stare, nowe, nawet jedni pieszo byli – jakby każdy napotkany łoił choćby za głupie niezapięte pasy, to zbankrutować idzie…) i poza Torem, jest sobie na ten przykład Muzeum Bambrów Poznańskich.

A zanim po raz kolejny usłyszę pytanie „a co to są bambry?”, wyjaśniam zawczasu: nic, co ma związek z bramborami ani bambaryłami, ale przede wszystkim nie co, lecz kto. Bambrzy. Spolonizowani osadnicy niemieccy sprowadzeni głównie z Bambergu, celem zasiedlenia opustoszałych podpoznańskich wsi. Coś koło XVIII wieku. Potem miano przywarło do wszystkich okolicznych chłopów (zwłaszcza tych najbardziej ogarniętych i gospodarnych, które to cnoty również rozpowszechnili nauczeni ordnungu przybysze). Jeszcze bardziej potem miało obraźliwy wydźwięk, na zasadzie obecnego „wieśniak”, ale aktualnie wraca do łask i pierwotnego znaczenia za sprawą działalności Towarzystwa. Jeszcze jedna ciekawostka jest taka, że miał miejsce w ich przypadku „cud polonizacyjny”, ponieważ raz, że zasymilowali się niesamowicie szybko (pod koniec XIX w. wszyscy już deklarowali narodowość polską), a dwa, że wręcz walczyli o możliwość spolszczania się (np. kiedy zawisła groźba, że szkoły pod zaborem zaczną znowu uczyć po niemiecku). Zastanawiacie się pewnie, gdzie jest haczyk, że tak pokochali nową ojczyznę? ;) No jest, owszem. Rzecz w tym, że byli to najubożsi chłopi, którym nie przysługiwało dziedziczenie ziemi (tylko pierworodnym się dostawało), więc przeprowadzka to było dla nich złapanie pana boga za nogi – mieli nagle ziemię, przywileje, ulgi podatkowe… ;) Ciekawa historia, szerzej opisana na stronie TBP.

Nie miałam nigdy z Wielkopolską za wiele do czynienia, więc z Bambrami zetknęłam się niedawno i nawet nie wiedząc, z czym to się je, postanowiłam zwiedzić muzeum, zachęcona zabawnym – nie ukrywajmy – brzmieniem nazwy ;) Muzeumek, w zasadzie, jest oddziałem pobliskiego Etnograficznego – siłą rzeczy. Na parterze znajduje się chata (!), a na antresoli już bardziej tradycyjna wystawa narzędzi i pamiątek.

Na dzień dobry – znajomy widok. Wypożyczony z Automobilklubu rower z silniczkiem Malcherka (no, jakby nie patrzeć, poznański wyrób), taki jak był w Lubinie. Obok niego dwa zwykłe, ekologiczne, w tym jeden z historią (szczegółowo opisaną*), a w „ogródku” po drugiej stronie wejścia – kolejny spalinowiec. Kamienna część dziedzińca, na którym stoi, jest również historyczna i sprowadzona spod czyjegoś domu.

*…że była właścicielka to taka a taka; że w czasie okupacji był na przechowaniu u kogoś; że w Wielki Piątek roku 43 „na tym rowerze jechał mgr wf-u Jan Skrzypczak” – kuzyn byłej właścicielki; że jeżdżono nim po Poznaniu w roku tym, a po Kórniku w innym, a przez 50 lat w ogóle na pielgrzymki dokądś; a nawet, że brał udział w filmie. Całe CV ;)

Z wnętrz można obejrzeć sobie sień, sypialnię z kącikiem umywalnianym, kuchnię (kredens wygląda jakoś znajomo – albo to ta ponadczasowa linia ;p, albo był wyjątkowo popularny na polskiej wsi i u kogoś już go widziałam), a ponadto pokój dzienny (jadalnię zwaną salonikiem) i „pracowy” (alkierz/komorę). W tym drugim znalazły się wszelkie utensylia gospodyni – maszyna do szycia, żelazka, beczka z korbą (do prania?)…

IMG_4062

W drodze na piętro mijamy hall of fame, czyli zdjęcia zapełniające ściany wzdłuż schodów – historyczne oraz współczesne dla porównania.

IMG_4077

W modzie niewiele się zmieniło. Panny nadal noszą kornety…

Tylko tych maszyn i narzędzi już nikt nie używa. Zmęczyłam się od samego widoku i wyobrażenia sobie, ile się ludzie musieli narobić, żeby robota była zrobiona…

IMG_4070

IMG_4071

W gablotach miejsce znalazły fragmenty tradycyjnego stroju, pamiątki rodzinne, dokumenty, zdjęcia – z życia codziennego, ale też z ciężkich czasów wojennych. Niby wszystko regionalne, ale tak naprawdę to dość uniwersalny obraz życia w tamtych czasach. Dla mnie najciekawsze były mimo wszystko te najbardziej lokalne ciekawostki.

Mimo mojego nieobycia, „bamberskość” jest raczej dość rozpoznawalna w Poznaniu. Członkowie Towarzystwa wystawiają swoją reprezentację podczas wszelakich obchodów czy innych uroczystości miejskich i podmiejskich, z pochodem świętomarcińskim na czele. Ponadto, Bambrzy mieli jeszcze o tyle istotne znaczenie dla Wielkopolski, że ponoć w procesie ich polonizacji ukształtowała się słynna gwara poznańska. To również wiedza powszechna? Czy jednak ktoś poza mną też tego nie wiedział? ;)

2 thoughts on “pozwiedzane: Muzeum Bambrów Poznańskich

  1. O ile mi wiadomo te kredensy to był wzór produkowany w połowie Europy. Naszej połowie. W XVIII i XIX wieku, za Niemca i Awstryjca wychodziły całe, detalicznie ilustrowane drukowane katalogi takich mebli, na których wzorowali się lokalni rzemieślnicy. Moja babcia też taki miała. Dziadek jej zrobił, bo był stolarzem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *