Pardon, szczurem. Mi tam wszystko jedno, miałam szczurzycę i też się nazywała Mysza ;)
Nie wiem, gdzie i kiedy pierwszy raz trafiłam na informację o tej książce, ale wiem, że już ładnych parę razy kombinowałam, jaki by tu znaleźć ważki powód, żeby się wybrać do Czech i zupełnie przy okazji nabyć drogą kupna technické pohádky Martina Sodomki. Oczywiście, nie wszystkie, bo w koronach to wychodzi ponad 40 zł za sztukę. Ale byłam już dość zdeterminowana, by mieć co najmniej dwie – o motorce i aucie.
Traf chciał jednak, że któregoś dnia, nie spodziewając się niczego, przewijam sobie fejsa, gdy WTEM! RetroKultura mi pokazuje polskie wydanie. Trzęsącą się z emocji dłonią wybrałam odpowiedni numer na symulacji klawiatury w mym telefunkenie (po roku używania mogę stwierdzić, że pierwsze wrażenie nie było mylne – obudowa jest z dokładnie takiego samego gównolitu jak plastiki w chińskich skuterach. Ale działać działa. Jako telefon. Bo jako międzyplanetarne centrum sterowania galaktyką, za które mają służyć wszystkie smartfony, sądząc po tym, czego wymagają od nich recenzenci i testerzy – tego nie wiem, bo nie zainstalowałam chyba ani jednej dodatkowej aplikacji :p Ale nie wykluczam, że jest w nim potencjał. Jest czerwony, więc na pewno jego możliwości są nieskończone ;) ), minęło parę dni i mogłam cieszyć się z książki sprezentowanej mi przez dobrą duszyczkę. Zawsze powtarzam, że warto być miłym i bezinteresownie robić ludziom przysługi, a potem, w innym czasie i najlepiej znienacka, bez litości domagać się od nich rekompensaty, wcale nie wzorując się na najwybitniejszych postaciach cosa nostry.
Ale przejdźmy już może do samej książki, bo to chyba wszystkich najbardziej w tej chwili interesuje. Na żywo jest jeszcze superowsza, niż się mogło wydawać. Ilustracje (autorstwa samego autora, pisarza znaczy się) są naprawdę przepiękne, ale nie tylko one same – cała szata graficzna jest iście garażowa. Ślady usmarowanych rąk na brzegach kartek są hiperrealistyczne i na pierwszy rzut oka może się wydawać, że książka już była używana. Mocno. W warsztacie. Rysunki narzędzi, części i wszystkie schematy są jak z jakiejś książki obsługi, tylko lepsze, bo kolorowe i po prostu ładne.
Strona po stronie poznajemy elementy składowe, dość prostego skądinąd, motocykla, a przy okazji objaśniane są różne powiązane zjawiska, nie tylko z dziedziny mechaniki czy techniki jazdy, ale nawet astronomii ;) O socjologii nie wspominając – soczyste charaktery postaci stwarzają takie sytuacje, że śmiałam się w głos.
No właśnie, bo jest jeszcze fabuła. Bajkowość może być myląca, tak naprawdę mamy do czynienia z życiową historią. Bohaterowie to też nie byle popierdółki – jak czytamy w czeskim opisie, nie są świętoszkami ani żadne z nich gwiazdy wśród zwierząt. Mieszkają na obrzeżach miasta, w zupełnie nieprestiżowej, warsztatowo-magazynowej okolicy. Główny szczur, Arni („krysák Arny”) to utykający konstruktor. Za przyjaciela ma wróbla Zenka („vrabčák Zíla”), który jest mózgiem ekipy. Pomagają im żab („žabák” :D) Krystian, dostawca części, i dwaj szczurzy mechanicy – Fred i Mikrus. Epizodyczną rolę ma też niejaka Lusia, na szczęście bez wątku miłosnego. W tle przewijają się jeszcze inni, ale to w głównym dream-teamie dzieje się najwięcej.
Charakterów łatwych nie mają, różnią się też poglądami na różne sprawy (np. odnośnie bezpieczeństwa wyścigów motocyklowych), kłócą się, obrażają, nie przebierają w słowach, dokuczają sobie i nie stronią od wyzwisk, ale i pomagają, kiedy trzeba – czyli wszystko po normalnemu ;)
Całe przedsięwzięcie ma na celu budowę wyścigówy. Począwszy od skombinowania prawie prostej ramy, poprzez ulepienie jakiegoś zawieszenia i hamulców z czego tam bądź, zdobycie dzikim fartem silnika do remontu…
…tu dowiadujemy się np. że do wmontowania mechanizmu korbowego należy mieć ręce niczym strażak, zapas przekleństw i źródło wysokiej temperatury. Ze swojego nikłego doświadczenia mogę potwierdzić, osobiście obserwowałam akcję tego typu na jawowym zlocie ;)
…po drodze oczywiście przechodzimy szybki kurs z działania sprzęgła, skrzyni biegów czy gaźnika (a także ustawiania zapłonu oraz dawkowania oleju do paliwa)… I wiecie, co jest najlepsze? To wszystko jest opisane zrozumiale. Fakt, nie nabierzemy od tego od razu 15-letniego doświadczenia, ale zaczyna się już coś tam klarować. Nawet czarna magia elektryczna nabrała dla mnie nieco sensu ;)
Z ciągu dalszego historii mogę zdradzić jeszcze tyle, że drużynie udaje się zbudować szybki i wyczynowy motór (idzie na gumę :P). A finał musicie poznać sami, sorry ;)
BONUS 1. Dla najbardziej wnikliwych – zagadka: w treści jest jeden błąd (pewnie wynikający z tłumaczenia, z czeskiego na angielski, a dopiero z niego na polski), kto wie jaki?
BONUS 2. Bym zapomniała… Nie przegapcie, bo szykuje się już „Jak si postavit auto?” po polskiemu. O którym to tytule i ogólnie o powstaniu całej serii możecie posłuchać od samego autora (pisarza i rysownika):
Poważnie zaczynam się wkurzać, że taka pozycja mnie omija. Skoro mysz da radę złożyć kyvackę, to może i ja bym sobie jakoś poradził? ;)
To Prószyński wydał, więc jest już, podejrzewam, w każdym kiosku i spożywczym (przynajmniej w miastach większych niż to nasze ;) ), i poza granice pewnie też ktoś wysyła (w razie czego mogę pośredniczyć, ale księgarnie są już tak cywilizowane i uciekają się do wszystkiego, żeby utrzymać się na rynku, że raczej nie powinno być problemów). Chyba że zależy Ci na oryginale… To jeszcze łatwiej. Sama swego czasu brałam pod uwagę wysyłkę z Czech, ale jakoś jednak osobisty zakup mnie bardziej nęci, poczekam sobie jeszcze ;)
A składanie kiwki, z tego, na ile brałam w tym udział, jakieś szczególnie problematyczne nie było – przede wszystkim dzięki szalonej dostępności części. Nie wiem, czy do jakiegoś innego modelu z tamtych lat (a nawet późniejszych) jest tego tyle. Najtrudniej o przyzwoitą bazę, żeby w niej potem te wszystkie drobiazgi powymieniać ;)
A jak czytasz po czesku, to może ta książka Cię zainteresuje? '”Lída Horská: Deník motocyklistky 1926′”, opracował Jan Králík. Dziennik czeskiej motocyklistki z roku 1926. Podgląd części jest tutaj: http://knihy.abz.cz/imgs/teaser_pdf/4449788024738338.pdf
Pozdrawiam!
Ja to raczej po słowacku i tyle lat po studiach to już raczej piąte przez dziesiąte, ale zamiłowanie zostało, więc z podesłaną książką zapoznam się z największą przyjemnością :) Dzięki!
swietne! Czesi/Slowacy to wogole swietny narod, bardzo lubie Czechoslowacje!
a wogole to przypadkiem trafilem tu z Fotodinozy i bardzo pozdrawiam bo musisz byc swietna dziewczyna jakich bardzo malo :)
a co do pradu, to nie jest to wcale takie skomplikowane, dziala bardzo podobnie jak woda, mozna sobie to w uproszczeniu tak zrozumiec:
napiecie – cisnienie wody
prad – przeplyw wody
opornik – zweżka rury
wylacznik – zawor
itd ;)
prad ma ta zalete, ze nie cieknie, ale woda ma ta zalete, ze nie kopie :)
pozdrawiam!
benny_pl :)
Dziękuję za wizytację i komplement :) Szanownego Pana kojarzę z blogów, bywamy na tych samych :) Zaś „takich dziewczyn” widuję w internetach coraz więcej, więc na szczęście ten gatunek jeszcze występuje w naturze ;)
Dobre wskazówki (i spostrzeżenia) co do prądu! Staram się przełamywać, ostatnie osiagnięcie to wymiana kostek od świateł w micrze ;)
Nasze bratnie narody z południa mają też swoje przywary, jak każdy, ale poza tym – może przede wszystkim – ten nieznośny urok, no i język miły dla ucha. A książek z tej serii jest więcej, po polsku chyba już trzy.
nie jestem chyba jeszcze taki stary zeby az byc panem ;) zreszta panowie to musza byc powazni, a ja powazny to nie zamierzam byc :)
gratulacje wymiany kostki :) mam nadzieje ze zalutowane a nie zagniecione kable :)
i mam nadzieje ze zalutowana stara porzadna kostka obcieta na zlomie z jakiegos np audi (elektryke przyznac trzeba maja swietna) a nie nowa ze sklepu, te nowe konektory sa nic nie warte ;)
W warunkach polowych – oczywiście, że bez lutowania ;) No i przecież, że na sklepowych, bo szybko-szybko, żeby na przeglądzie wszystko świeciło… Ale jak dotąd nadal świeci, więc nie jest źle. A micra raczej nie rokuje w perspektywie kolejnych przeglądów, więc też pewnie niczego lepszego nie doczeka. Ale ja sobie zapamiętam tę wiedzę na przyszłość, dziękuję (Panu :p ).
Czytelnicy i blogerzy wszystkich krajów – łączcie się! (cytat strawestowany z minionego ustroju)
Książka bardzo ciekawa (świetne rysunki!) i nazwisko autora też. Czyżby miał coś wspólnego z budowniczym słynnych nadwozi samochodowych, słynnym Sodomką?
W wywiadach z autorem czy w notkach biograficznych nie natknęłam się na wzmianki o pokrewieństwie (jedynie, że asumpt do tego typu literatury dała mu styczność z ładą żiguli i remont staruszki octavii), a losów Josefa nie znam na tyle, by to wykluczyć lub potwierdzić. Ale zarówno Vysoke Myto, jak i Svitavy są w kraju pardubickim, więc kto wie, kto wie?…