Pamiętny wyjazd, kiedy to wybrałam się na Veteran Cup do Poznania i sprytnie zaplanowałam sobie, że połączę przyjemne z przyjemnym i tego samego dnia skoczę jeszcze na Rajd Pojazdów Zabytkowych – Śladami Zbąszyńskiego Kozła. Plan nawet miałby szanse powodzenia, bo czasowo zgrałam wszystko idealnie, gdyby nie jeden drobny szczegół, który mi jakoś umknął… że rajd w Zbąszyniu miał być tydzień później <facepalm>. A byłam tak pełna wiary w swój idealny plan, że z błędu wyprowadziła mnie dopiero pani w recepcji hotelu, gdzie miała znajdować się baza organizacyjna imprezy. Przynajmniej jak już brnę, to konsekwentnie i bez zawahania ani też śladu refleksji :P
Tym sposobem znalazłam się kompletnie nie po drodze do domu, bez planu czy choćby pomysłu, co z sobą zrobić, w niewielkiej miejscowości – tyle dobrego, że turystycznej i z jeziorem. No więc co – jak już jestem, to trzeba pozwiedzać.
Szukając jakichkolwiek śladów rajdowiczów, objechałam prawie cały Zbąszyń, zwłaszcza że jeden mostek był w remoncie, co skasowało drogę na skróty i naprawdę trzeba było jeździć dookoła po opłotkach, ale dzięki temu zapoznałam się jako tako z lokalną topografią. Będąc już ostatecznie w okolicy jeziora, czyli w tej bardziej kurortowej części miasta, poszukałam najpierw jakiegoś przyjemnego dojścia nad wodę. Jednak żeby nie było zbyt prosto, nie skorzystałam z głównej plaży ze smażalniami itd., lecz znalazłam sobie inną, ciekawszą, za… basztą. Baszta jak baszta, trochę zaniedbana, niby coś mają remontować, obecnie mieści się w niej galeria sztuki bodajże.
Otoczona jest parkiem, dość malowniczą fosą, a obok tego wszystkiego znajduje się camping. W słuszności mojego wyboru utwierdził mnie ostatecznie napotkany zaraz za wejściem jegomość :D
Wspaniały przykład współczesnej sztuki ludowej… czy jakkolwiek to nazwać. Tak czy siak, jestem fanką ;)
Ogólnie cały ośrodek jest dość nostalgiczny, a położenie na uboczu gwarantuje spokój, toteż jeśli kiedykolwiek jeszcze trafię do Zbąszynia w celach rekreacyjnych, to tam się na pewno zakwateruję.
A na jeziorze – spokój. Dużo tej wody tam mają.
Żal było się stamtąd zwijać, ale akwen to nie jedyna atrakcja, a dnia ubywało. Wróciłam zatem na Rynek, zostawiłam auto i zaczęłam sukcesywne przeczesywanie uliczek starówki na piechotę. Nie zajmuje ona hektarów, więc w pół godziny można ją obejść dwa razy z przerwą na lody i pogapienie się na kapelę koźlarską akompaniującą odbywającemu się akurat ślubowi – co też uczyniłam ;) Mimo niedużych rozmiarów, można znaleźć kilka ciekawostek – z pomnikiem małego koźlarza na czele.
Kolejną wodną atrakcją miasteczka jest Obra. Znana jako rzeka idealna do spływów kajakowych, na tym odcinku – spokojna i malownicza. Nawet w części miejskiej prezentuje się wyjątkowo ładnie.
Idąc wzdłuż jej brzegu (no, równoległą ulicą), trafić można na interesujący i dość sympatyczny pomnik, choć kościelny. Papieża w kajaku ;) Jak wiadomo, był zapalonym turystą wodnym, kajakowym, górskim, wszelakim – ogólnie swój człowiek. Dodatkowe punkty do sympatii ma u mnie jeszcze z racji tego samego dnia urodzin ;)
Dalsza wędrówka zaprowadziła mnie pod most. Jakkolwiek pesymistycznie to brzmi, to nawet tam trafiła się ciekawostka, z gatunku filozoficznych…

…i ładne widoki.
Po powrocie na poziom cywilizacji, czyli piętro wyżej, sprawdziłam jeszcze raz, czy lokalne muzeum jednak jest może czynne, ale nadal nie było. Nic to, kolejny powód, by tu ponownie przyjechać :)
Z racji mojego edukacyjnego zboczenia, nie mogłam nie zauważyć nowoczesnej, nieźle się prezentującej biblioteki, ale podobnie, jak w przypadku równie awangardowej, znajdującej się w pobliżu Filharmonii (!) Folkloru Polskiego, nie zatrzymywałam się, bo akurat wtedy pilnie szukałam plaży. Więc to też na następny raz.
Co więcej można powiedzieć po tak pobieżnym zwiedzaniu? Że to przyjemne, całkiem zadbane miasteczko, z różnymi zaskakującymi miejscami, choć najlepiej być tu w sezonie, żeby pomoczyć się w jeziorze.
Wow, jestem pod wrażeniem twoich zdjęć! Jak je robisz, ze wyglądają na takie zadymione i delikatne? Są przepiękne, gratuluję.
Dzięki :) Część robię analogiem i tych raczej nie edytuję, a pozostałe, z cyfrowej małpki, to już magia fotoszopa ;) Ale bo ja wiem, czy one wszystkie takie przepiękne?:P
Zgadzam się z Asią. Twoje zdjęcia na mnie również zrobiły wrażenie. Niby takie tam nic, jakiś pomnik, woda, a jest w nich taka głębia… Te zdjęcia po prostu żyją. Już teraz rozumiem dlaczego ostatnie foty (te z motocyklami) też mnie tak poruszyły – to nie sprawa maszyn ale fotografa! Dobre przemyślane kadry, naprawdę spoko ujęcia. Ale z tym Zbąszyńskim (?) słońcem w środku zimy to przesadziłaś, kobieto bezlitosna!
Haha!.. Ymm, znaczy – ojej, przepraszam :P Ale zawsze sobie zostawiam takie rozgrzewające foty na brzydką pogodę, łatwiej dotrwać do wiosny ;)
A poza tym się rumienię i dziękuję za uznanie :) Nie sądziłam, że udaje się przekazać na tych wszelkich fotkach tę moją ideę „łał-wszystko-takie-ciekawe-chociaż-pozornie-wcale-nie” i „omujborze-musicie-sami-to-zobaczyć”, ale skoro tak, to super :D
Przynajmniej sobie pozwiedzałaś ;) Gdyby był rajd, pewnie nie poznałabyś tak szczegółowo tego miasteczka. Zdjęcia piękne, miejsce wygląda na idealne na wakacje z dziećmi.