Nie wiem, czy to zasługa ładnych oczu (?), miny spaniela (??) czy po prostu dobrych serduszek (:P) dwóch takich, co wybierali się przewietrzyć swoje klasyczne motocykle – tak czy siak, dostała mi się ponownie Pomarańcza i pojechałam na doczepkę. Jazda była nie za długa i właściwie bez celu, za to z jednym postojem (na papierosa i zdiagnozowanie nieświecącej żarówki), co umożliwiło mi dokończenie filmu, który kisił się już chyba drugi tydzień z pięcioma ostatnimi klatkami, których nie miałam gdzie i kiedy wystrzelić.
Jako że postój wypadł w totalnej d., gdzieś wśród pól na pograniczu lubusko-dolnośląskim, to i o malowniczych pejzażach nie było co marzyć, więc rumaki musiały stać się tłem dla siebie nawzajem.
Majstrowie uwinęli się sprawnie i pomknęliśmy dalej. Rundka wyszła krótka, ale nawet taki okruch wycieczki ulepszył dzień.
Jednakże zachłanność to moje drugie imię i parę dni później uparłam się, żeby mi odpalić hondę. Stała już właściwie poskładana, czekając na swoją kolej do lakiernika (na razie miejsce i czas zajmuje mu biały waleń, tj. scorpio, ale zajmuje je tak od marca, dlatego śmiem przypuszczać, że honda przed zimą nowego lakieru nie powącha), więc w moich oczach była już zupełnie gotowa do jazdy, mimo obszarpanego baku ;) Sprawdziła się w teście i jedzie prosto, burczy po staremu, nic nie kuleje – będzie żyć :D
Suzuki najpiękniejsze jakie w życiu widziałem, ale i tak najbardziej zazdraszczam przejażdżki Cezetą!
To fakt, oba są fajoskie ;) I też sobie zazdroszczę, jak mi któryś z nich właściciele użyczą ;)
Uwielbiam takie spontaniczne, klimatyczne wypady bez celu. A co do tła – jest droga, jest bezkresna przestrzeń, czyli wszystko czego potrzeba ;)
Owszem, do szczęście trzeba tylko i aż tyle :)
Najlepsze są takie przejażdżki. Wsiada się na maszyne i jedzie do przodu, nieważne gdzie, nieważne na ile, ale ważne z kim i na czym :) Też zazdroszczę, bo ja sobie tylko obiecuje, a jakoś nie mogę sie wybrać..
W większości się zgodzę, chociaż zawsze podkreślam też urok samotnego kręcenia się bez celu – ale dlatego, że ja jestem z tych, co zatrzymują się na widok każdego przysłowiowego motylka i czasem nuży mnie zdyscyplinowana jazda w grupie ;)
Warto dodać, że owa straszliwa awaria 30-letniej maszyny została zażegnana szybciej, niż trwało zastanowienie się, gdzie kupić odpowiednią żarówkę do kiwaczki ;)
Za młodu często urządzaliśmy takie przejażdżki motorami z kolegami. Nie raz nachodziła mnie myśl żeby znowu się wybrać ale natłok obowiązków mocno przeszkadza w takich planach.
Mi jak widać też nie za często się udaje, ale każdy raz tym bardziej cieszy, więc warto mieć maszynę na podorędziu – nigdy nie wiesz, kiedy trafi się okazja, a żal byłoby ją przepuścić :) Zresztą – jest motocykl, to i czas, i koledzy się znajdą ;)
Wspaniałe motocykle. Spontaniczne wypady zawsze są najlepsze