Najważniejszy element na obszarze pomiędzy dziedzińcem a łąkami, na których znajdowała się największa część wystawy (to zostawiłam na koniec, czyli na następny wpis), to punkt wydawania zimnej lemoniady – przynajmniej w moim odczuciu ;) Następny w kolejności był teren tradycyjnie zajmowany przez pojazdy na sprzedaż i różne inne przy okazji – i tutaj jest już zawsze większa dowolność rocznikowa, co cieszy.
W tym roku gwiazdeczką w tym niewielkim gronie była (jak dla mnie)…
Obok zaparkował gustowny rekin e21.
Natomiast w tylnym rzędzie leżały 2 złote.
Zaplątał się też jakiś Karmann Ghia, a razem z nim brygada VW-owej drobnicy – kilka garbusów i terenowy autobus, znaczy się T3 syncro.
Ciekawsze uzupełnienie tej przypadkowej kolekcji youngtimerów stanowiły jednak dwie sztuki niesprzedajne, zaparkowane w pobliżu towarzysko.
Drugą połowę trawnika zajęła wystawka hotelu bodajże Haston, na którą składał się kompletny misz-masz, jednak mający jeden wspólny mianownik – każdy egzemplarz wart był kupę siana albo jeszcze więcej. Bo tak poza tym, to mieli tam podróż przez wieki i kontynenty.
Z jednej strony usa:
Z drugiej bryczki spalinowe i dziadki przedwojenne:
Zaś z trzeciej – rozmaitości:
Wśród nich znalazł się wyjątkowo bondowski jaguar, choć de facto Bond nigdy nie miał nic wspólnego z tym modelem…
…a także dość zabawny z twarzy wynalazek o osiągach fiesty. No, trochę słabszy ;) Silniczek 0,9 l i 43 KM. Ale za to niecałe 700 kg.
Za rogiem, już jako gwiazda innej kolekcji, trafiła się jeszcze stara corvetta.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Trzecią najlepszą rzeczą w tej części była natomiast bliskość zbawiennej wody. Oraz piękne okoliczności przyrody same w sobie.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Pozostałe części relacji można znaleźć pod tagiem motoclassic lub bezpośrednio pod linkami: