I tak to jest – jak się człowiek za bardzo z czegoś cieszy, to diabli biorą całe przedsięwzięcie (albo jego owoce, w tym przypadku). Zeżarło mi cały film, 36 zdjęć, nie wiadomo jak. Druga rolka, załadowana zaraz po tej, wywołała się normalnie. A pierwsza pusta. Nie mam pojęcia. Na domiar złego, rozczarowanie było podwójne, bo gdy za pierwszym razem fotograf powiedział co i jak, to uznałam, że moja głupota i że oddałam, zakupiony świeżo, pusty film. Poleciałam więc szybko do domu, wyjąć ten, który już był w aparacie, na szczęście jeszcze nie ruszany, i byłam pewna, że to właśnie na nim są zagubione zdjęcia. Ale gdy poszłam odebrać wywołane – znowu okazało się, że nic nie ma! Zostałam więc z dwiema pustymi taśmami, w tym jedną – bez sensu zmarnowaną, kilkoma nędznymi klatkami z drugiego filmu, na których nic ciekawego nie widać, i tym, co napstrykałam małpką. Nie mam serca do tego wpisu, ale jednak jakaś tam dokumentacja powstała, to co się nie podzielę, jak się podzielę przecież…

Poznański wyścig serii Veteran Cup miał się odbyć niedługo po wystawce youngtimerów, kiedy to pierwszy raz w życiu zawitałam na tor. Mając z tego tytułu poczucie bycia starym wyjadaczem, przed wyprawą na zabytkowe wyścigi zerknęłam tylko mniej więcej, o której godzinie coś tam zaplanowano i pojechałam – niestety nie tytułową „Autobahn nach Poznań” Ziemiańskiego, tylko koszmarną, połataną drogą przez Wschowę i Wolsztyn, która jest w stanie wytrząść śledzionę z człowieka, nawet podróżującego kanapową sierrą. Na rozpisce harmonogramu wprawdzie widniały jakieś jeszcze inne pozycje (typu Rookie 600, 1000…) i coś tam, że WMMP, ale nie naprowadziło mnie to na żaden trop (poza delikatnymi wątpliwościami, że może jedno będzie na torze głównym, a drugie na kartingowym – ale skoro VC chwali się, że to oni na głównym, to może tamci pomylili termin?… itd.). Generalnie, żyłam w przekonaniu, że jadę na kameralną imprezę, z podobną frekwencją jak youngtimery, dajmy na to ;)
Pierwsza rysa na tej nieskażonej myślą teorii pojawiła się, gdy zhaltowano mnie na bramce, żądając opłaty za wjazd. Zdziwiłam się trochę, ale zapłaciłam te 15 dukatów. Tyle złotych monet za niszowe wyścigi? No dobra… Jednak już pokonując wiadukt nad torem, usłyszałam coś, czego nadal, do tego momentu się nie spodziewałam – wizg wysokoobrotowych, nowoczesnych (!) silników. Sięgnęłam po wręczoną mi przy kasie rozpiskę. Aha! Czyli to wszystko jest przemieszane – stare z nowym – i trafiłam na końcówkę kwalifikacji plastików, ledwo zdążając na początek przejazdów klasycznych 50tek i jedyne tego dnia biegi dużych klasyków. Więcej szczęścia niż rozumu, jak zwykle :P

aIMG_2648a

Wjeżdżając na parking, zdążyłam przyuważyć interesujące obiekty, więc przejazdy śmigających pięćdziesiątek poświęciłam na obejrzenie takich ekwiwalentów (pojemnościowo, w sumie, chyba wyszło na to samo ;) ).

IMG_2130

IMG_2131

IMG_2132

IMG_2133

Chyba najładniej utrzymane AWOki z tych niewielu, które widziałam. I że w ogóle dwa naraz – toż to już zlot ;) Z ciekawostek technicznych – jeden miał na zegarach jakiś dziwny konglomerat logo MAW i Jawy. Drugi już zwykły mawowski trójkącik.

zegary awo

Kolejnym rarytasem było natomiast… *fanfary*

IMG_2137
W kolorze Pearl Candy Orange, o ile się nie mylę ;)

IMG_2136

IMG_2135

Tutaj z kolei prawy budzik informował, żeby przez pierwsze 500 mil (800 km) nie przekraczać 4 tys. obrotów, zaś przez drugie tyle – 6 tysięcy. Bardzo praktyczne ;)

Drugie zdziwienie spotkało mnie, gdy chciałam wkroczyć już na teren warsztatowo-namiotowy. Pan ochroniarz odesłał mnie do biura toru. Kolejna opłata. Za drugie 15 zyli dostałam tym razem kolorową opaskę na rękę. Yay… Przebolałam to jednak, zakładając, że ponownie nie znajdę się tak szybko (i świadomie) na podobnej imprezie, więc niech już stracę. I jak już jestem, to wykorzystam okazję do cna.
Przeczesałam wzrokiem pobliskie namioty, ale wszędzie stały nówki. Boooring. Gdzie moje zabytki, się pytam?? W końcu kilka się trafiło przy wyjeździe z padoku (tak to się nazywa?), czekających na swoją kolej do wyścigowania. Zrobiłam im ładne zdjęcia – pozwólcie, że zaprezentuję…

Ekhm…

…małpką zaś zrobiłam fotki dodatkowe, tym „brzydszym” ;)

IMG_2139

Pałętając się dalej, trafiłam w końcu na tyłach na namioty i przyczepy campingowe zabytkowych uczestników. Ta okolica prezentowała się dość prywatnie (w przeciwieństwie do ogólnodostępnych, zdawałoby się, stanowisk z przodu), więc przekradając się niczym włamyhobbit między linkami i porozrzucanymi na trawie częściami, porobiłam trochę zdjęć – tam gdzie nikt nie patrzył, bo jak ktoś coś dłubał, to nie przeszkadzałam. Zupełnie niepotrzebnie się wysilałam, skoro i tak postanowiła je zeżreć amba. No ale kto wiedział… Z małpki mam zaś tylko to:

Dniepr o imieniu Wiola.
Dniepr o imieniu Wiola.

IMG_2141

IMG_2142

I wnętrze jednego z namiotów.
I wnętrze jednego z namiotów.

W tym miejscu powinno się znaleźć kilkanaście ujęć ścigających się w kategorii Classic, ale cyfrówki nawet wtedy nie wyciągałam, więc osobiście nie mam niczego do pokazania. Jednak jako że natura nie znosi próżni, to zapraszam do galerii na stronie Osiara.pl i na fejsbukach Veteran Cup. Można też obejrzeć produkcję filmową.

Przemieszczając się między miejscówkami na zakrętach (patelniach? pewnie mają jakieś swoje supernazwy), co na piechotę trochę trwało, trafiłam na dwie cywilne zabawki, ciekawe z tych czy innych względów.

RF600/900R na CZARNEJ tablicy.
RF600/900R na CZARNEJ tablicy.

Litrowe Moto Guzzi.
Moto Guzzi. Jakie by nie było, po prostu rzadki widok.

Odnotowałam także obecność zabytkowej 190ki z Klasyki Gatunku (a przynajmniej z ichnią ramką pod tablicą):

IMG_2147

i dwóch amerykańców – jednego o długości przegubowego ikarusa:

IMG_2153

a drugiego – dawnego znajomego z widzenia z osiedla. Jaki ten świat mały.

IMG_2154

Po wyścigach klasyków popatrzyłam jeszcze chwilę na bardziej aktualne rocznikowo modele. Przez te milisekundy, kiedy udawało się na którymś zogniskować wzrok, po czym znikał. Powiem tak – raz zobaczyć na żywo za 15 zł, czemu nie. Nawet robią wrażenie. Atmosfera „torowa” udzielała się, nie przeczę. Ale więcej emocji odnajduję w gymkhanie jednak ;) Niemniej, na poznański tor pewnie jeszcze kiedyś zawitam, jak coś ciekawego będzie się odbywać, choćby z tego powodu, że miejsce samo w sobie jest przyjemne i mnie np. oczarowało swojskością i nutą lekkiego zapuszczenia, charakterystycznego m.in. dla działających jeszcze ośrodków PTTK. No spójrzcie… ;)

IMG_2150
Szkoda, że nieczynny.

Na odjezdne spaparazzowałam jeszcze jednego z jeźdźców AWO – wygląd miał równie słuszny, jak posiadany sprzęt.

IMG_2152

Żeby Was jednak nie zostawiać tak na głodno, wspomnę jeszcze o bardziej znanych, a ostatnio odbywających się wyścigach u braci Czechów – w Hořicach i Brannej. Tam to już nie ma żartów – dzikość, jazda po ulicach, drzewa i murki obłożone materacami i ogólne szaleństwo. I sidecary! Też się muszę wybrać, bo zdjęcia, na które trafiłam w znajomych i nowo poznanych miejscach, zdecydowanie zachęcają:

Teraz to już będzie wszystko w takim razie. Mi po wycieczce zostało więc to, co wspomniałam na początku i pamiątkowy bilecik. Hmh…

aIMG_2647a

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *