Na MotoClassicu jest dużo i wszystko. Są ciężarówki, osobówki, traktory, wyroby samochodopodobne, w tym roku był nawet czołg i konne powozy (pewnie z Galowic). Nie mogłoby więc zabraknąć jeszcze motocykli do tego wszystkiego. Trzon tej części wystawy stanowi zawsze dobytek topaczowy – głównie produkcja polska, przed- i powojenna, trochę wojskowych motocykli zachodnich marek. Co roku widzę też takie naprawdę archaiczne wanderery, ale nie wiem, czy to z zaprzyjaźnionej kolekcji, czy tamtejsze. W ramach gościnnych występów jednak zawsze pojawi się coś nowego.
Jedyne, nad czym ubolewam, to że zakres dopuszczanych roczników kończy się akurat przed moją ulubioną epoką, ale udało mi się trafić na jeden eksponat post-1980 jeszcze przed wejściem. Konkretnie chyba nawet 1993, sądząc po tych finezyjnych, fabrycznych maziajach.
Na terenie wystawy trafił się jeszcze jeden dalekowschodni akcent – pierwszy goldas. Tutaj w edycji „Noc Kairu” ;)
Widoczne za nim filigranowe konstrukcje, to żużlówki – FIS (może ten sam, co w Lubinie?) i ESO (marka później zbratana z Jawą).
A wokół był już peerel, peerel i więcej peerelu. Wszyscy to znamy, więc przelećmy to szybko i miejmy za sobą.
W dziale z mopedami i skutrami można było obejrzeć widoczne wcześniej na towarowym junaku komarki, a poza tym po trochę wszystkiego:
Ważne info dla wszystkich fanów tego subtelnego dizajnu i ujmującej „fizjonomii” Čezety – od przyszłego roku będzie można stać się szczęśliwym posiadaczem elektrycznego prosięcia ;)
A propos nowych retro-wynalazków, w innej części (na giełdzie) były na sprzedaż… Zuchy. Cokolwiek to jest, obstawiam chiński rodowód. Cena: 4500.
Jeszcze gdzie indziej natknęłam się na wolnostojącego Simsona. Zupełnie niebrzydki w tym kolorze.
Co jednak ciekawsze, stał on razem z kiwaczką, ale cezetką.
Na tzw. łące zaparkowało jeszcze parę sztuk niemieckiej myśli technicznej.
Drugie tyle maszyn znajdowało się na dziedzińcu, czyli w głównej i najbardziej reprezentacyjnej części, choć tam głównie te najstarsze. Ten rewir zostawiłam sobie na koniec, więc zdjęcia robiłam już ostatkiem sił, w związku z czym nie ma ich zbyt wiele, ale dla porównania można sobie spojrzeć co było rok temu, bo sporo się powtarzało.
Jeśli w obrębie samych motocykli występowała aż taka różnorodność, to co dopiero wśród samochodów. O tym w kolejnych częściach.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Pozostałe części relacji można znaleźć pod tagiem motoclassic lub bezpośrednio pod linkami: