Planowałam trzymać się tego dnia jak najdalej od Sławy, wiedząc, jakie będzie zagęszczenie ludzkie z okazji dni miasta (czyli w sumie niewiele mniejsze niż co weekend), ale zlot, który miał się odbyć przy tej okazji, jednak trochę mnie intrygował. Sama bym się nie wybrała, ale dzień wcześniej zebrało się w garażu towarzystwo i tak wyszło, że jeden planował jechać na pewno, a w sumie okazja do przejechania się dobra jak każda inna i powstał plan popyrkania na parę knedli.
Dzisiaj przetestowałam cezetę po mieście i nadal ma ze sobą problem, choć istnieje szansa, że może to być zbyt szczelny korek od baku, tego jeszcze nie sprawdzałam. Ale przez to bez większego żalu stwierdziłam, że zamiast ryzykować jazdę zdechlakiem, równie dobrze i konstruktywnie mogę spędzić dzień na oglądaniu koreańskich seriali :P
Niedoczekanie. Wciśnięto mi pomarańczową błyskawicę, żeby kývačka miała towarzystwo (właściciel nieźle się ustawił, wziął se naraz dwa swoje motocykle na zlot :P), dotarła Jawa White Power Style, zwana pieszczotliwie Wanną, dotarła biała cezeta, zwana różnie, ale mniej pieszczotliwie… i wyszło na to, że mamy pod garażem swój własny zlot :P
Znacząc trasę niebieskawymi obłokami, w tempie kývački na dotarciu (w sumie nawet żwawo), nadciągnęliśmy nad Jezioro Sławskie. Na miejscu jak zwykle – korek na drodze ku promenadzie, ludziów jak mrówków, motocykli od cholery i trochę więcej namiotów niż zazwyczaj, ot cała różnica ;) Ludzie łazili, muzyka grała, motocykle burczały, a jak nie burczały, to stały na oficjalnym konkursie piękności (pod sceną) albo na tym nieoficjalnym (wszędzie indziej). I to chyba najlepszy moment, żeby zacząć przegląd, bo co tu więcej gadać, niech przemówią obrazy.
Z rzeczy oldskulowych i nieczęsto widywanych była też hondka (niestety ukruzerowiona i osakwiona). Nie wiem, czemu jej oznaczenie nawiązuje do flat tracku, skoro ona sama posiada oba hamulce, ale ok, Japończycy na pewno wiedzieli, co robią (jak zawsze, zwłaszcza przy projektowaniu kosmicznych skuterów :P).
A najlepsze na koniec. Bywalcom zlotów, zaprawionym w bojach, pewnie nie wypadną oczy, ale ja swoich szukałam po placu.
I dla kontrastu – taki grzdyl, superciekawostka produkcji USSR. Więcej na temat Tuły można poczytać tutaj, od siebie dodam tylko, że spośród wszystkich jego wcieleń najbardziej pragłabym murawieja – za nazwę i koszmarny wygląd :P Na zlocie jednak była najstandardowsza wersja, ale i tak fajna ;)
Nasyciwszy oczy tymi widokami, a organizmy płynami, co wszak wcale nie zmniejszyło upału, uznaliśmy, że styknie i można pyrkać z powrotem. Nasze koniki, zaparkowane przy zaprzyjaźnionych namiotach, zdążyły zebrać sobie wianuszek fanów ;) Chyba że to następny, lokalny konkurs piękności, ale z całym szacunkiem – chyba nie ma wątpliwości, kto tu jest królową? ;)
Piękne motory! Dziękuje za fotorelacje :)
Sezon w pełni, więc jest co relacjonować :) W najbliższym czasie trafi się jeszcze kilka takich wpisów.
Świetne sprzęty! Czekam na nowe relacje:-)
Miałem tam być, ale dzieciaki wolały inaczej spędzić czas.
Cudeńka… tyle stracić! Misie rozwaliły system :)
Te motocykle już nie znikną, a pewnie będzie się ich pokazywać coraz więcej, więc jeszcze nieraz będzie okazja, żeby je pooglądać :)