Ostatnia wycieczka z cyklu „pełnia lata” – no i pora najwyższa, bo tu już wiosna u bram!
A więc krótko i na temat – dziś na tapecie obszar znajdujący się pomiędzy krajową 3ką i wojewódzką 292ką (tzw. droga na Bytom) oraz 12ką i łącznikiem Bytomia Odrz. z Nowym Miasteczkiem, czyli DW293. O, proszę, tu poniżej ładnie na mapce widać ;)
No i jest tam sobie taka dróżka, prawie przez cały ten obszar po długości, od której co i rusz odchodzą boczne odnogi zakończone zazwyczaj wioską. Bez ciągu dalszego, bo od strony trójki jest rezerwat, Annabrzeskie Wąwozy (fascynująca nazwa), Dalkowskie Jary i generalnie Góra Św. Anny (ta mniej znana; ta sławniejsza jest na Opolszczyźnie).
Postawiłam sobie zatem za cel zajechanie w każdą z tych ślepych „uliczek” i zorientowanie się, co gdzie piszczy. Wyszło mi to o tyle koślawo, że ostatecznie przegapiłam jeden z grubszych zabytków, tj. pałac w Szczepowie. No cóż, nie skomentuję tego :P
Jak widać po mapce, już na dość wczesnym etapie usiłowałam zjechać z głównej drogi, niestety udało się to dopiero za trzecim razem. Jak to często bywa, z dala od cywilizacji znalazły się najciekawsze drogi i najładniejsze widoki.
Minęłam znane nam już skądinąd Witanowice…
…i pomknęłam dalej, by znaleźć się na pięciostronnym rozjeździe. W podjęciu decyzji, dokąd się udać, wyręczył mnie lokalny autobus, za którym podążyłam ochoczo niczym za mamą-kaczką ;) Dojechałam tym sposobem do Dalkowa. W niepozornej tej wiosce tkwią resztki niemałego pałacu, tradycyjnie – w zestawie z parkiem i zabudowaniami gospodarczymi.
W dalszej części terenu kręcili się tego dnia ludzie, więc nie zapuszczałam się zbyt daleko, zawróciłam przy zabytkowej latarni na środku dziedzińca i pooglądałam sobie to, co było dostępne z brzegu.
Murek okalający podjazd był dobrym punktem kontemplacyjno-konsumpcyjnym. Spożywając batonika, mogłam oddać się z grubsza bezstresowej, acz czujnej obserwacji – tak pałacu, jak i ludzkiego otoczenia.
Pokrzepiwszy siły glukozą, zebrałam się na odwagę, żeby wkroczyć za ogrodzenie (przez wiecznie otwartą bramę – ale i tak czułam się jak intruz…). Przy zarośniętym przeokropnie mniejszym dziedzińcu są dwa kolejne wejścia. I mimo że nad jednym z nich zachował się całkiem nieźle herb, a na tarasie przy drugim – mozaikowe kafelki na posadzce, to ogólnie przedstawia to obraz nędzy i rozpaczy.
Jedynym jasnym promykiem w tym otoczeniu – poza palącym słońcem – była hondka. Również stara, ale w kondycji nieco lepszej niż otoczenie.
Powyższa dokumentacja nawet koło fotografii nie leżała, zdaję sobie z tego sprawę, dlatego wyszukałam trochę ładniejszych zdjęć, żeby Wasze odczucia estetyczne nie były tak całkiem poszkodowane:
→ w środku, na zewnątrz i dookoła – Wioletta Kozłowska
→ trasa podobna do mojej, tylko dokładniej zwiedzona – Konrad Gramont
Jadąc w teren oczywiście bez rozeznania, ominęłam drugi ciekawy obiekt w Dalkowie – wieżę mieszkalną. Poza mną, zdają się o niej wiedzieć wszyscy w internetach (sądząc po wynikach z gugla), więc przemilczę swoje stanowisko w tej sprawie. A kiedyś może w końcu nauczę się sprawdzać, gdzie jadę i co dokładnie można obejrzeć w okolicy (albo i nie… bo to pozbawiłoby te durnowate wycieczki tych resztek przygodowości, a mnie – żyłki odkrywcy ;p). Co ciekawe, zabytek ten, jako jeden z nielicznych, ma właściciela żywo zainteresowanego jego stanem i działającego w kierunku odbudowy, ale jak zwykle w takich przypadkach, mającego więcej chęci, niż możliwości, w tym finansowych. O perypetiach pisze na swoim blogu: wieza-mieszkalna.blogspot.com.
Możliwe, że do tego Szczepowa (będącego jako następny po drodze) nie zajechałam, bo było za gorąco i chciałam pozostać w ruchu, a może bardziej chciałam odkryć, jak daleko da się wjechać na Górę Św. Anny, czyli przystanek kolejny. Początek wyglądał zachęcająco. Droga, prowadząca do tych paru domów stanowiących wioskę/przysiółek o tej samej nazwie, choć krótka, jest wybornej jakości – równy, wijący się asfalcik, widoczność daleka – grzechem byłoby nie odwinąć trochę na tym odcinku ;) Radość nie trwała jednak długo, bo wraz z końcem zabudowań, kończy się i droga, przechodząc w dalszej swej części w polną ścieżkę pod górę. Miejsce zatem będzie odwiedzone ponownie, pewnie jakoś teraz wiosną, ale tym razem już jednak pojazdem, który można zamknąć na klucz i spokojnie pozostawić na obrzeżach wsi – bo poza wejściem na szczycik (no bo nie szczyt przecież, nie przesadzajmy), uśmiecha mi się również spacer tymi wąwozami, a to już zejdzie parę godzin w sumie. Ale co zrobić, to nie Alpy – nie wszędzie da się wjechać i żeby mieć jakieś widoki z góry na okolicę, trzeba się pofatygować na piechotkę, nie ma zmiłuj ;) Ale może w nagrodę wypatrzę jakieś pierwiosnki albo spotkam borsuka (ponoć są tu jakieś ;) ).
W kolejnej odnodze na trasie znajduje się Mierzów, gdzie jest właśnie wejście do Wąwozów i do którego prowadzi przyjemna dróżka przez pola.
Jadąc dalej, przekraczamy granicę województw, ale zarówno pola wyglądają tam tak samo, jak też i – że tak powiem – „zawartość” wiosek.
Sobolice miały kiedyś pałac. Ładny, neogotycki. Teraz zostały ze dwie ściany na krzyż.
A po drugiej stronie drogi – część gospodarcza.
Sobolice są ogólnie ładnie położone, bo od pól oddziela je mały las i za nim, na polance znajduje się tych parę domów i owe ruinki zusammen do kupy.
Według mapki, zostało jeszcze sporo wycieczki, ale powiem szczerze, że już nie miałam ochoty na przystanki – resztę trasy przejechałam jednym ciągiem, jeśli nie liczyć przystanków na zawracanie ;) Następny w kolejce Bodzów, owszem, zjechałam wzdłuż i wszerz, ale zapamiętałam tylko strome, rozgałęziające się uliczki i stodołę z muru pruskiego (niemalowaną na biało). Tyle z atrakcji.
Tak to niestety jest z tymi letnimi wycieczkami – może podróżowanie kabrioletem jest wtedy przyjemne, ale w kasku i grubych ciuchach, z przystankami co chwilę – to jest znój i trud, nie do pozazdroszczenia :P
To wszystko tymczasem. Odebrałam dziś wywołane zdjęcia, nawet o dziwo się udały, więc lada dzień będą dwa kolejne wpisy – świeże, tegoroczne! ;)
Piękne te zdjęcia, ale coś mi się długo ładują :((
Te ruiny pałacu super, idealnie nadają się na jakiś fajny plener zdjęciowy. Trzeba zapamiętać to miejsce do odwiedzenia będąc w okolicach.
Hej, trafiłem tu poprzez linka, którego umieściłeś (do mnie). Bardzo podoba mi się Twoja relacja. Możemy wymienić się linkami na stałe jeśli zechcesz.
Pozdrawiam i życzę wielu udanych podróży.
A witam i dziękuję za dobre słowo! Zalinkowałam Twoją stronę (również na stałe, tu po prawej), bo wydała mi się wartościowa merytorycznie i ogólnie przydatna dla innych, czego o moich wpisach raczej powiedzieć się nie da ;), bo to dla mnie taka piaskownica do zabawy, więc treści są różne, nie tylko o wycieczkach. Nie chciałabym więc, żebyś czuł się zobowiązany do rewanżu, choć do samych wizyt zachęcam, skoro się podobało :)