Sezon powoli się rozkręca, więc trzeba szybko dokończyć zeszłoroczne wspominki, żeby było miejsce na świeże. Dlatego dziś, dla odmiany od rozważań filozoficznych, powszechnie lubiane turlanie się po okolicy w paru słowach i pierdyliardzie zdjęć.
Na początek superowa mapka :P Na niebiesko gugl mi zaznaczył, gdzie byłam i tamże powstały w ogóle jakieś fotki, natomiast ta różowa radosna twórczość to reszta trasy – no, powiedzmy, pi razy drzwi. Co mogę polecić, to wojewódzką, żółtą drogę 297 Szprotawa-Kożuchów, bo tzw. trasę na Przemków, czyli starą dobrą 12-tkę, chwaliłam już nieraz. W ogóle drogi w lubuskiem to jest poezja, nawet jakieś zadupiaste ścieżki donikąd w Borach Dolnośląskich widywałam tak ładnie wyasfaltowane, że oczy mnie mało nie wypadli.
Tym razem powzięłam zamiar rzetelnego (jak na mnie) udokumentowania wszelkich mijanych ciekawostek (w miarę ich dostępności, przez płoty skakać nie będę, zostawiając hondę samopas). Więc po kolei, najpierw padło na zabytkową dzwonnicę – a że to dzwonnica, dowiedziałam się jakiś czas później w miejscowym sklepie – w Zimnej Brzeźnicy. Nazwa jest równie klawa, jak położenie tej wioski – na jednym z wyższych w okolicy pagórów. Droga przez nią wije się przyjemnie i momentami widokowo, by za ostatnimi domami wywieść w las, na dość stromy zjazd w dół i w dalszej części przejść w typową dla okolic kostkę brukową wśród pól. Nie wiem, czemu akurat tutaj tyle tej kostki się zachowało, ale wygląda fajnie i o ile nie trzeba się po tym telepać przez 13 km (Niegosławice-Szprotawa), to na krótszą metę jest nieźle. Chociaż teraz, jak buszuję w necie, to widzę, że im dalej w lubuskie, tym więcej przykładów takiej nawierzchni.
Moja podręczna encyklopedia krajoznawcza informuje, że mają tam też resztki pałacu i dworu i faktycznie coś tam za ogrodzeniem z siatki mi przez chwilę przeleciało przez widnokrąg, ale gra nie wydała mi się na tyle warta świeczki, żeby się tam jakoś partyzancko przedostawać.
Jadąc dalej, jako że był to sierpień, na wylocie z Nowej Jabłony napotkałam dożynkową babę z balotów. No to cyk – atrakcja to atrakcja, uwieczniona być musi ;)
A skoro już tam stałam na rozjeździe, to poturlałam się boczną dróżką do niejakiego Nowego Dworu. Znów droga w dół przez las (o ile mnie alzheimer nie myli), a za lasem cicha enklawa z maleńkim siołem wśród suchych, acz pachnących łąk.
Zawróciłam, po czym objęłam kurs na Starą Jabłonę. W jej okolicy coś bardzo usiłowałam, zdaje się, że chciałam odkryć jakiś, wynikający rzekomo z mapy, skrót z powrotem do Nowej Jabłony czy coś tego pokroju. Tym sposobem zwiedziłam krótką odnogę trasy prowadzącą do ubojni
oraz szuter (a jednak…) przez las, wiodący jedynie coraz głębiej w knieję,
z którego przezornie i w trybie szybkim zawróciłam, gdy w pewnym momencie w oddali padł myśliwski (mam nadzieję) strzał. Udając, że nic nie zaszło, przystanęłam przy znajdującym się na granicy owego lasu cmentarzu – o tyle ciekawym, że z częścią historyczną i o tyle przyjemnym, że w cieniu. Nie zważając na poskrzypujące złowieszczo jedno z drzew…
…i starając się wybadać, gdzie w tych zaroślach są kwatery (stare, nie stare, ale i tak niestosownie by było po nich deptać), a gdzie ścieżki, podjęłam zwiedzanie. Co by nie mówić, lubię poniemieckość, w sensie estetycznym – coś kompletnie odmiennego od naszego rodzimego wyglądu, a raczej niewyględności, wszelkich budowli i konstrukcji użytkowych. To pewnie też kwestia tego, że to, co się po sąsiadach ostało, jest po prostu z czasów, gdy w ogóle jeszcze się dopuszczało sztukę do budownictwa, a i powszechny gust był na nieco lepszym poziomie.
Co mi się najbardziej podobało, to – tym razem w pełnym tego słowa znaczeniu – lapidarium z różnymi pozostałościami i tablicą honorującą dawnych mieszkańców. Możliwe, że zgromadzone fragmenty zostały przeniesione, żeby zrobić miejsce dla naszych, ale tak czy siak, chwali się, że nikt tego cichcem nie wmurował w stodołę, tylko zrobiono wystawkę.
Stara część polska też ma swój… urok, że tak powiem.
Dalszy przebieg trasy objął Zagórę, ale to już opisywałam wieki temu, dlatego też teleportujemy się od razu do Bukowicy, a konkretnie okolic jej przysiółka – tylko teraz już nie wiem, czy nazywa się on Bukowiczka czy Nowa Bukowica, google na mapie nie może się zdecydować. Ale nawet nie o samą wioskę chodzi, bo napotkałam w niej tylko ciekawskie spojrzenia mieszkańców, spędzających to leniwe popołudnie przy jedynym skrzyżowaniu (a patrzyli na tyle intensywnie, że aż poczułam, jakbym wjeżdżała co najmniej wprost na czyjeś podwórko i nie wiedziałam, czy powiedzieć dzień dobry czy co…) oraz, jak można było łatwo przewidzieć, koniec drogi:
Bardziej rozchodzi się o widokową, wąską dróżkę, łączącą obie wioski.
Widok był przedni, przestrzeń powalająca – stwierdziłam, że zdjęcia tego nie oddadzą i dla pewności popełniłam też panoramę w wersji filmowej. Odgłosy w tle to nie traktor, lecz honda ;p
Za atrakcję, na równi z rozpadającymi się zabytkowymi ruinami, uznałam też koniki. Koniki zawsze spoko.
Na tym etapie wycieczki niby już pozwiedzałam sporo, ale jeszcze za mało się najeździłam, kontynuowałam więc jazdę w stronę dokładnie przeciwną niż droga do domu – trafiając tym samym do Przecławia. Traktowałam go zawsze tranzytowo, dlatego teraz, zgodnie z ideą wycieczki, przystanęłam przy co zabytkowszych obiektach.
Opuszczając Przecław, miałam chwilowo dosyć przystanków co 5 metrów, więc przez Niegosławice przeleciałam za jednym zamachem, nie oglądając się na żadne zabytki (w tym m.in. dom noblisty, jak się okazuje).
Dotarłam tak do Suchej Dolnej, gdzie wzdłuż drogi ciągną się potężne zabudowania barokowego pałacu z przyległościami. Na tyle spore, że całość da się ogarnąć wzrokiem dopiero z oddali. Bliżej nawet się nie pchałam, jako że z każdej strony bramy, płoty, jakaś robota chyba nawet się tam za nimi odbywała, a wokół gęsto od domów. Nijak podejść.
Jednakże to, co nie stało się moim udziałem, udało się innym – jak wyglądają dwa ostatnie zabytki wewnątrz można zobaczyć na zdjęciach m.in. Wioletty Kozłowskiej. TUTAJ pałac, a TU kościół. Sucha Dolna jest szczegółowo pokazana także tutaj.
Szukając dogodnego punktu widokowego, trafiłam na tę właśnie boczną ścieżkę, która jednak prowadziła tylko do mniejszej wioski i w las. Dead end.
Następna wioska to kolejny postój, ponownie dla uroków natury – wijącej się w pobliżu drogi rzeczki, Szprotawy.
Chwila odpoczynku od telepania się po kostce i pojechałam dalej. A dalej były już tylko Wiechlice i Henryków, w każdym pałac, chyba nawet oba po remoncie, ale zostawiłam je na inną okazję, chcąc już tylko dojechać do Szprotawy i gładszej drogi.
Tamtym razem chyba już postanowiłam finiszować, ale podczas innego wyjazdu w teren, dotarłam kawałek dalej, zaintrygowana niezmiernie nazwą wioski pt. Chichy.
W Chichach też jest oczywiście pałac, za murem i w głębi parku, teren prywatny… Nie było czego dokumentować.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Okolica, jak widać, bogata w atrakcje, jeśli kogoś pociągają gruzy i ładne pejzaże. Mnie owszem, więc w tym roku na pewno jeszcze nieraz się tam pokręcę i na pewno co najmniej raz przelecę tamtędy tranzytem, gdyż mam pewien chytry plan związany z punktem na granicy, do którego wiedzie 12-tka (chytrość planu zawiera się w tym, żeby tam w ogóle pojechać :P).
W następnym odcinku ostatnia wycieczka z puli tych przeterminowanych, a potem na bieżąco – ubiegłotygodniowe otwarcie niniejszego sezonu oraz jakaś tam relacja z targów moto w Hali Ludowej (dla mnie to zawsze będzie Ludowa, a nie Stulecia i plac 1 Maja, a nie JPII – w tej kwestii komuna we mnie siedzi twardo ;P).
Świetna fotorelacja, obejrzałam, przeczytałam z przyjemnością zwłaszcza, że udało mi się odwiedzić zarówno pałac w Suchej Dolnej jak i zrujnowany kościółek w Przecławiu… Świetnie pokazałaś poniemiecki cmentarz, który ja pominęłam ba… nie miałam pojęcia o jego istnieniu :p… Gratuluję i pozdrawiam :) P.S. Film niestety nie jest dostępny…
Cmentarze potrafią być niemal niewidoczne, jak ten w Zimnej Brzeźnicy, więc nietrudno je przeoczyć. Na tym w Starej Jabłonie zabytkową część widać z drogi, co skłoniło mnie do postoju, ale ile razy mijałam inne, na których być może też zachowała się jakaś historia? Tutaj to była więc kwestia przypadku (i pchania się w las ;) ). Ale za dobre słowo dziękuję :)
ps. Dodałam linki do zdjęć pałacu i kościoła, bo przyznaję, że tym razem wpis powstał na szybko i zrobiłam słabe rozeznanie w temacie…
Przyjemna relacja, jak zwykle :) Te niemieckie tablice przypomniały mi pamiętane jak przez mgłę obrazki z dzieciństwa na wsi, gdzie też oglądałam podobne pomniki.
Bardzo ładne sielskie zdjęcia zdjęcia widoczków, jeździłabym! :)
A film jest niedostępny. Czekam na relację z targów, niestety nie dane mi było się wybrać do Wrocławia.
Po zdjęciach patrząc, to faktycznie aż chce się jeździć, ale jak sobie przypomnę te upały… Na szczęście lada chwila będzie najlepsza pora na jeżdżenie – ani za ciepło, ani za zimno :)
Film chyba już naprawiłam. Relacja zaś będzie dopiero, jak się zdjęcia wywołają, ale mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu.
Film naprawiony, tak. Cudnie, lato w pełni… W sierpniu jeszcze zasuwałam ósemki i slalomy do egzaminu na placu :)
Może byś chciała robić za przewodniczkę wycieczki, jak – w drodze na urlop do rodziców- zawitam kiedyś w Twoje strony? :D
Z przyjemnością! Biuro podróży CZ&Honda stale zwiększa zakres tras do wyboru, każdy znajdzie coś dla siebie – zapraszam ;)
Fantastycznie :D