Jawa gościła już na łamach bloga, wespół w zespół z młodszymi Czeszkami, ale zostało mi jeszcze trochę materiałów z nią w roli głównej, więc jako przyjaciel garażu i honorowy członek rodziny niech ma jeszcze jeden, ale już swój własny wpis.
Tym razem jednak, żeby oszczędzić Wam kilometrów zdjęć jedno pod drugim do przescrollowania, stworzyłam utwór filmowy godzien Oscara, ku uciesze ócz Waszych i radości ogólnej, mam nadzieję.

Do opowiedzenia nie mam wiele, jako że jedynie asystowałam w całym procesie, tj. spadła na mnie koordynacja zamówień, czyszczenie paru drobiazgów, uwiecznianie przełomowych i zwyczajnych momentów, no i na koniec skleiłam to wszystko do kupy. Pozwolono mi też przejechać się babcią i muszę przyznać, że ma bestia kopa, jak na swoje lata.
Żeby dłużej nie przynudzać, zapraszam na seans!
Stara dobra jawa :) miałem kiedyś taką, nie zapomniane przeżycie :-P szczerze zazdroszczę. ;-)