Odczucia co do tej imprezy miałam – jak to się mówi – ambiwalentne.

Nie wiedziałam, czy uniosę widok tylu niszczonych wozów (a przecież miały być do 1000 zł – mogły się trafić jakieś naprawdę ciekawe rzeczy), ale na bezrybiu, poza sezonem… dobra i taka atrakcja motoryzacyjna. Postanowiłam zaryzykować.

Poziom ryzyka wzrósł jeszcze bardziej, gdy w sobotni poranek okazało się, że w nasze ciepłe rejony wreszcie dotarł mróz i porządnie oszronił asfalt. A ten narwany Świnek – któremu przypadła rola dyliżansu – przecież urywa przyczepność jak głupi, nawet niekoniecznie na śliskim… Ledwo się zrobiło w ogóle chłodniej i już zaczął brykać – a to, że on na rondzie nie skręci, tylko właśnie, że pojedzie prosto; a to, że jakie hamowanie, jak on chce się ślizgać; a to inne wybryki. Wprawdzie, póki co, opanowanie tego hultaja nie stanowiło problemu, ale czasem wypadałoby przejechać z punktu A do B na poważnie, a nie robić plac zabaw :P

Tego dnia, jednakże, drogowcy się spisali i wszędzie po drodze było ładnie posypane, mogłam więc chyżo i bez obaw (o najlepiej w stadzie zakonserwowane podwozie) pomknąć ku Kuźnicy Zbąskiej.

Na miejscu okazało się, że niepotrzebnie się obawiałam. Uczestnicy ścigali się głównie konstrukcjami wciąż jeszcze spotykanymi na drogach (jedynym przedstawicielem starszej motoryzacji był peżocik 205), a poza tym nie był to właściwie żaden „demolition race” – pojazdy były stuningowane pod kątem jak największej odporności na ukształtowanie toru, a nie w celu destrukcji siebie nawzajem. Jedyne momenty, kiedy następowały zbliżenia, to albo w ferworze walki, przypadkiem, albo wręcz jako pomoc, np. w wypchnięciu kogoś, kto się zagrzebał ;)

No muszę przyznać, że całkiem przyjemnie oglądało się te zmagania. Aczkolwiek nie wytrwałam długo, bo temperatura sprzyjała tylko hibernacji i przegrzewającym się chłodnicom, a na pewno nie baterii w telefonie, która mi co chwilę umierała, by odżyć na chwilę po pobycie w kieszeni i tak w koło macieju. Udało mi się w ten sposób cyknąć tym kalkulatorem parę zdjęć, a nawet coś tam sfilmować, ale w końcu miałam dość tej nierównej walki, dokończyłam więc kliszę załadowaną do minolty i uciekłam do auta, aby zagrzać się w drodze powrotnej.

Wypada też wspomnieć, że poza aspektem, który mnie najbardziej interesował (fury), impreza była głównie charytatywna. Szczegółów – także o kolejnej, planowanej na wiosnę edycji – oraz większej ilości fotek, filmów, wrażeń i relacji można szukać na fb wydarzenia i organizatorów.

F1130026a-blog

F1130027a-blog

F1130028a-blog

F1130029a-blog

F1130030a-blog

F1130031a1-blog

F1130032a-blog

F1130033a1-blog

F1130035a-blog

F1130036a-blog

Poza intrygująco zmodyfikowanymi race-carami, można też było natknąć się na kilka starszych wozów: widziałam dwa lśniące, zadbane maluchy, podobno były też dość zabytkowe mercedesy (tych osobiście nie widziałam), gdzieś tam stał sobie złombolowy żuk i drugi zwykły, acz w niezwykle dobrym stanie, ponadto dwukolorowa nysa, przypyrkał też trabantem starszy pan… Integracja na całego ;)

Zdjęcie0891

A Świnek? Świnek czekał grzecznie na parkingu i starał się nie rzucać w oczy, żeby nie dostać przypadkiem numeru startowego – wszak kosztował 800 zł, załapałby się regulaminowo ;)

Zdjęcie0902

A na koniec, dla wytrwałych – produkcja filmowa :P

8 thoughts on “MajsterGrat 2014

  1. Witam, muszę przyznać (przejrzałam blog dość skrupulatnie), że masz zapał i pasję godną podziwu, zdjęcia bardzo ciekawe, świetne video :). Podziw i szacunek :). Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku życzę, pozdrawiam bardzo ciepło :)

  2. bylem pare razy na Wrak race, nawet sam bym chetnie pojechal, ale zbyt szkoda mi samochodow, musial bym jakies reno kupic, bo ich niecierpie, ale nielubie kupowac samochodow ktorych niecierpie ;)
    ale ciekawe wnioski mozna wyciagnac ogladajac:
    – ze silniki Hondy sa kompletnie niezniszczalne, nawet z odpadnieta chlodnica przejezdzaja caly wyscig, jedynie bardziej dymiac na niebiesko pod koniec
    – ze kompletnie zgnite Tikusie nie sa w stanie sie zlamac, juz predzej wygrac
    – ze Fiesty sa rowniez niezniszczalne, tylko kola tylnej belki sie rozjezdzaja ale i tak jaka dalej
    – ze Fiaty sie wogole nie nadaja (cc, sc, uno, punto i pochodne), bo tam lapa skrzyni trzyma sie na pasie przednim wiec przy byle uderzeniu przednim urywa sie ta lapa ze skrzyni, caly zespol napedowy opada, poloska wyskakuje i koniec jazdy

    1. Ja byłam tylko na tym jednym, bo jednak też zbyt szkoda, nawet patrzeć. A wnioski jak znalazł do poradnika kupującego „złom nie do zdarcia za pińcet zł” ;)

      1. mialem duzo samochodow, najdrozszy za 1700 (frontera) i najlepsze zawsze trafiaja mi sie w okolicach 700zl :) oczywiscie wymagaja jakis poczatkowych napraw (ale kazde wymagaja), a od ponad roku jezdze Astra F 1.4 za 700zl ktora kupilem z wydmuchnieta UPG i zrobilem sobie i strasznie ja chwale, to najfajniejszy samochod jaki mialem do codziennej jazdy, wygodny, bardzo pojemny i strasznie ekonomiczny (zawsze pali 10l gazu na zwyklym mikserze), ale tez ostatnio kupilem za 500zl w pelni sprawna i nie pognita sliczna Honde Concerto!! normalnie jezdzaca! niestety bez gazu :( ale przebieg (mysle ze realny nawet) 140tys, silniczek idealnie chodzi, czysciutki w srodku (bez nagaru), tylko uszczelki musialem powymieniac bo sie lalo z niego, drobne rdzawki podmalowac, no i wyskrobac dach z popekanej szpachli i pomalowac zeby nie rdzewial, jak bedzie cieplo to poszpachluje od nowa, zdaje sie po dachowaniu byla, ale ktos kiedys niezle to zrobil bo procz tego dachu to w porzadku wszystko, a podwozie nie naruszone

        1. Oczywiście, że w tych kwotach idzie znaleźć zupełnie zadowalające wozy. Gdyby mi bardziej zależało, to każdego bym do tego namawiała, ale ci, co rozpytują i tak na koniec sami wiedzą najlepiej, a skoro najwyraźniej śpią na pieniądzach, to niech sobie je wydają jak chcą. Co mi do tego, ile potem wykładają na naprawy (lub tracą na odsprzedaży, bo dwumasa albo inne nieszczęście).

          1. ciiii… bo dla nas nie bedzie jak wszyscy wykupia ;)
            zartuje, ja tez tak namawiam, niektorzy sie daja namowic i nie zaluja :)
            ja tam tez nie wyobrazam sobie wydac na jakas czesc np 1500zl jak ostatnio wydal kolega na komputer silnika do stilo… ja bym to przerobil na jednopunkt z uniaka na przyklad albo gaznik zalozyl i tyle ;p
            mialem takiego golfa 2 w automacie w ktorym ktos zalozyl gaznik z poloneza :) ale sie poddal z tym, zamienilem sie za tego golfa na 2 romety ogary, doprowadzilem ten gaznik do ladu i zalozylem mikser gazu ktory mi zostal z duzego fiata, filtr powietrza z C15 i smigal jak orginal, na benzynie i gazie :)

            1. Ja już nic nie kupuję, dej mnie Pan spokój! ;) Choć w sumie jedyna przeze mnie kupiona była cezetka – reszta to sprawka i nałóg chłopa.

              Pięknie się czyta o tych przeróbkach – zwycięstwo rozsądku i ostatnia nadzieja dla ludzkości goniącej za komplikowaniem sobie życia. Powinieneś napisać jakiś poradnik typu „Na chłopski rozum. 100 złotych rad wujka Benny’ego” ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *