Bo gdy znów świeci słońce, a sobota jest wolna – co mówię na to ja? Wycieczka :P

Parafrazując znany niegdyś hicior, tak mniej więcej pomyślałam w sobotni poranek, gdy już oprzytomniałam po pierwszym szoku związanym z koniecznością otwarcia oczu.
Mimo jesieni, apetyt na hondę wcale nie zmalał, a ostatnie ponure dni sprawiły, że z niecierpliwym tupaniem wyczekiwałam pierwszej możliwości, żeby wyrwać się w teren. I nadszedł ów dzień.
W ruch poszedł niezawodny lidlowy komplecik termoaktywny, dodatkowo – dwie inne warstwy odzieży pod kurtkę, grube skarpety do kolan i skórzane spodnie. Do tego koniecznie szalik, bo mi wiele nie trzeba do anginy. Podczas jazdy było idealnie, ale na postojach jednak trochę za ciepło.. No ale kto by się spodziewał takich temperatur 8 listopada?;)

A dokąd tym razem? Sama do końca nie wiedziałam, a stanęło na tym, że obleciałam parę bocznych dróżek, które dotąd zawsze tylko mijałam, stanęłam w paru widokowych punktach, w których zawsze chciałam zrobić fotkę, ale za każdym razem zbyt dobrze mi się jechało, żeby przystanąć i zawitałam do paru miejscowości, gdzie jeszcze moja noga i opona nie postała. Jak zwykle, nigdzie daleko nie byłam, ale co się nakręciłam, to moje :P

mapka1

Na pierwszy ogień poszła mała wioska na uboczu, do której prowadzą wąskie drogi przez pagórki – Korytów.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jadąc dalej, dotarłam do główniejszej drogi i rozdroża, w prawo albo w lewo. W lewo dotarłabym tylko do krajówki, co było przewidziane na później, zaś skręciwszy w prawo, znalazłam się na wyjątkowym kawałku okolicznych asfaltów – i o dziwo, jeszcze ani razu tamtędy nie jechałam! Taka niespodzianka pod koniec sezonu… :) Dojechałam nią do punktu, gdzie kiedyś już byłam i bez żalu zawróciłam, żeby móc pokonać jeszcze raz te wyborne łuki i wzniesienia, zatrzymując się co parę metrów na fotki – malowniczość była tego dnia przytłaczająca.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Witanowice – zawrotka, tu już byłam. Zza kukurydzy widoczne zabudowania dawnego majątku.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nie tylko droga przykuwała oko, przy takiej pogodzie zachwycało wszystko – rzędy przydrożnych drzew, pofalowane pola, jakieś krzaczory… ;)OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jebitnie wielki jesion, Yggdrasil normalnie :P

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dodatkowym plusem ponownego przejazdu tamtędy było to, że za pierwszym razem minęłam wioskę Śrem, w której według mapy znajdować się miał jakiś zabytek. Sama wioska leży nieopodal drogi, wiedzie do niej kawałek bruku – wyglądała mi jednak na tak małą, że nie chciałam się tam wtarabaniać ludziom między domy, coby nie wzbudzać niepotrzebnego zamętu. Ostatecznie nie było to konieczne, bo ruiny okazały się skrywać w leżącym tuż przy drodze zagajniku – choć dojrzałam je tylko dzięki temu, że snułam się powoli, wypatrując miejsca na postój, żeby zrobić parę zdjęć drodze i polom. Ot, ślepy los…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wspomniany dojazd do Śremu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Łuki okalające zagajnik z pałacem – no nie sposób skupić uwagi na czymś poza taką drogą, więc nic dziwnego, że przegapiłam zakamuflowany zabytek ;)

Postawiłam hondę niemalże w rowie, obok zjazdu w polną drogę. Zrewidowałam pobieżnie okolicę, czy aby na tyle spokojna, że motór będzie bezpieczny, gdy ja udam się w nieznane, na drugą stronę drogi :P

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wizja lokalna wypadła pozytywnie i mogłam przejść do czynności stricte turystycznych. Dzień był ku temu idealny – słońce i brak liści umożliwiały obejrzenie czegokolwiek, w środku lata byłoby to co najmniej trudne, jeśli nie bezcelowe, przy tym stopniu zarośnięcia florą.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Stropów nie stwierdzono, co jednak nie gwarantowało, że nic na łeb nie zleci…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wszechobecne stada purchawek (?).

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tak się to prezentuje w całości – latem można zapomnieć, że coś by było widać przez te zarośla.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Najgorsze jest to, że kompletny rozkład nastąpił przez zaledwie 40 lat – na stronie Niedeschlesien można znaleźć fotografie, na których jest jeszcze w całości i w użyciu.

Po tym wyjątkowo długim, jak na mnie, postoju i plątaniu się po obiekcie w przygrzewającym słońcu, musiałam wrócić do właściwej temperatury, toteż nie zatrzymując się już nigdzie, udałam się w dalszą drogę. Kolejnym punktem trasy miała być górka za Zimną Brzeźnicą – najlepsza widokowo miejscówka w okolicy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Krajówka ruchliwa jak zawsze, długi weekend w końcu. Nie chcąc ryzykować rozjechania przez jadącego za mną TIRa, musiałam dojechać aż pod Nowe Miasteczko, żeby zawrócić. Jednak nie ma tego złego – w drodze powrotnej zrobiłam jeszcze więcej fotek :P

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

I wtedy stała się rzecz straszna! Padły mi baterie w aparacie… Chcąc nie chcąc, musiałam obrać kierunek na najbliższy sklep. Zjechałam więc między zabudowania Zimnej Brzeźnicy (swoją drogą, ekstra nazwa, czyż nie? ;) ) i zaparkowałam pod lokalnym miejscem spotkań. Sobota, wyjątkowo pewnie niepracująca, więc i przysklepowe towarzystwo dopisało. Skryłam się z hondą za jakimś busem, ale szpiczaste oczko jednego z panów i tak mnie dojrzało, więc nie zdążyłam nawet dojść do drzwi, gdy zostałam powitana gromkim: „To jednak dziewczyna przyjechała na tej hondzie!” – i się zaczęło… A że jeżdżę, a że takim dużym, a że coś tam… Próbowałam jednocześnie poprosić sprzedawczynię o baterie i jakiś napój oraz uczestniczyć w konwersacji z rozmownym jegomościem, ale z wiekiem chyba tracę podzielność uwagi i było to zadanie ogólnie dość karkołomne ;) Ostatecznie jednak udało kupić się co trzeba, a także wyjaśnić panom, że nie, honda wcale nie jest taka duża, toż to ledwo jedzie (te 120km/h ;) ), że moto nie jest na baterie :P, są mi one potrzebne do aparatu, bo jeżdżę turystycznie i uwieczniam widoczki; tutaj w moim interlokutorze uaktywnił się tryb lokalnego przewodnika i dowiedziałam się, że w Z. Brzeźnicy mogę obejrzeć zabytkową dzwonnicę – info o tyle przydatne, że zabytek obejrzałam sobie kiedyś wcześniej, przejeżdżając którymś razem, ale nie wiedziałam, co to konkretnie za budowla jest. Tak że ogólnie wizyta w sklepie nie była taka straszna, ale nadal nie czuję się na siłach, żeby zawierać lokalne znajomości na tej zasadzie. Moje interpersonalne skillsy są znikome i nie lubię zwracać na siebie uwagi – a wejście do wioskowego sklepu w całym oprzyrządowaniu motocyklowym nigdy nie przejdzie bez echa.

Postanowiłam wstąpić jeszcze do Gaworzyc, bo obiło mi się o uszy, że stoi tam pałac w ładnym stanie. Owszem, pałac był, a ponadto dwa kościoły obok siebie oraz całe mnóstwo zabudowań – nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że to mniejsza osada, a w rzeczywistości całkiem spora, siedziba gminy w końcu. Zajechałam pod pałac – odnotowałam, że stoi i jest odremontowany, ale chyba nie do zwiedzania – pokręciłam się po uliczkach (tak, wioska na tyle duża, że można w niej pobłądzić, jak się zachce), objechałam w tę i nazad drogi wylotowe (przy jednej z nich mają nawet tor motocrossowy)… I słońce spadło już na tyle nisko, że zrobiło się chłodno. Tym samym słoneczna wycieczka dobiegła końca i przez cały powrót żałowałam, że nie założyłam jeszcze kominiarki – mimo zamkniętej szybki, najbardziej wiało mi po twarzy – jednak listopad to listopad ;)

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

10 thoughts on “wycieczka: Listopadowa

  1. Pogodę miałaś boską. Zdjęcia jesienne cudowne, aż się chce wsiąść na moto i pojechać beztrosko przed siebie :)
    Uśmiałam się z tej przygody pod sklepem, Zrobiłaś sensację :) Pewnie miałabym podobne odczucia, bo też nie lubię na siebie zwracać uwagi. Ale czasem niestety nie da się przejść niezauważoną :)

    1. Na szczęście przynajmniej pod kaskiem jest się anonimowym, więc zwracanie uwagi w trakcie jazdy nie jest aż tak odczuwalne ;) Ale sam motocykl też bywa problematyczny w takim jeżdżeniu po bocznych drogach – przyjechałoby się samochodem albo rowerem, miejscowi by sekundę popatrzyli, stwierdzili, ze ktoś obcy i tyle. A motocykl to jednak zaraz wielkie oczy robią i ciekawość, a kto to, a po co, a czemu… Już nie wspomnę o tym, żeby gdzieś zostawić maszynę i przejść się po okolicy. Jak się zatrzymuję, to zawsze na chybcika, szybka fotka i już mnie nie ma ;)

  2. Zimno i w ogóle w ogon. Nawet w trabie mi zimno, bo tam ogrzewania nie ma. A Ty jeszcze włazisz i złazisz z tego motocykla, co by foty naklikać. Żebym ja, dziewczynko, miał też tyle czasu. ;)

    1. Po tym dniu już było coraz gorzej z pogodą, owszem. Odważyłam się jeszcze parę dni później na tournee wkoło miasta, a potem to już wiadomo – zimno i pada, i zimno, i pada… Ale nie ma co narzekać, póki szyby w furach nie zamarzają od środka :P
      A foty klikam, bo bez tego, to bym tę trasę objechała w pół godziny i co? Po wycieczce? Bessęsu ;) Jak już się wyharata trochę czasu z napiętego terminarza, to trzeba wykorzystać do cna ;)

    1. Dzięki :) Jechanie w Polskę zawsze mile widziane, tylko jeszcze nie znalazłam rozwiązania dla jednego problemu na moto – jak tu jeść w czasie jazdy ;) Czterokołowe graty jednak mają w tym przewagę – no i jeszcze w tym, że na głowę nie pada, muzyczki można posłuchać, a i miejsce do spania się znajdzie w razie potrzeby… Ach, te dylematy ;)

  3. Definitywnie jedna z moich ulubionych Twojszych relacji z wycieczek :) Genialne okno pogodowe – po prostu pięknie prezentuje się jesień w Twoim obiektywie, plus same okoliczności towarzyszące, takie że ochooo. Złote liście, fotogeniczne wstążki dróg aż hen po horyzont, ruiny, wioski, a w nich służący radą i oparciem lokalsi – romantyzm i coś pięknego po prostu. Opis i zdjęcia również prima sort, standardowo rzecz jasna :) Jak najwięcej takich wyjazdów :)

    1. Też dobrze wspominam ten wypad, wolny czas i pogoda trafiły się jak ślepej kurze ziarno ;) Ale „służący radą i oparciem lokalsi” – no, tu popłynąłeś z fantazją :D
      Obecnie taka wycieczka już nie byłaby możliwa, bo cała trasa rozkopana, objazdy, hałdy piachu i beton, a zagajnik na górce wyrezany…

Skomentuj Anja Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *