A właściwie porządki, ale żeby posprzątać, to kobyłki musiały wybyć na zewnątrz, powygrzewać się na słońcu.

Owo słońce zresztą świeciło na tyle kusząco, że wiele osób uczestniczyło w zorganizowanych lub spontanicznych „zakończeniach sezonu”, dlatego po obskoczeniu podjazdu, napstrykaniu stu fotek, w końcu i mnie wywiało z hondką na tour de okolica – nie żebym zamierzała kończyć sezon ;) Ale grzech nie wykorzystać tak pięknego dnia na wycieczkę.

A propos wycieczek, to w relacjach „podróżowych” (szumne określenie) mam potworne zaległości… Kiszę jeszcze zdjęcia z lipca i wszystkich kolejnych wypadów, ale i na nie przyjdzie czas – gdy świat utonie w śnieżnej brei, o wiele przyjemniej będzie wrócić do letnich widoków, tak że nic się nie zmarnuje ;)

Tymczasem, przed nami kolejny zapychacz tematyczny, ale przynajmniej będzie na co popatrzeć – wystąpią gościnnie również zaprzyjaźnione knedle ;)

Leciwe klasyki trzymały się razem...
Leciwe klasyki trzymały się razem… Chądy też się to tyczy, bo z Pomarańczą są równolatkami – ryczącymi 30tkami ;)

...a cezetka, jako najmłodsza, stała samotnie.
…a cezetka, jako najmłodsza, stała samotnie.

Kozy dwie - co jedna, to wyższa ;)
Kozy dwie – co jedna, to wyższa ;)

Te dwie wyjeżdżają z pieczary tylko, gdy na niebie nie ma ani jednej chmurki ;)
Te dwie wyjeżdżają z pieczary tylko, gdy na niebie nie ma ani jednej chmurki ;)

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Niby technika poszła do przodu, a nakrętki kolanek takie same..

Tymi ręcami polerowałam :P (i w zasadzie to mój jedyny wkład w kyvackę, jeśli nie liczyć porządkowania części w pudłach ;) )
Tymi ręcami polerowałam te kolanka :P (i w zasadzie to mój jedyny wkład w kyvackę, jeśli nie liczyć porządkowania części w pudłach ;) )

Pomarańcza nie zostaje w tyle w wyścigu połysków ;)
Pomarańcza nie zostaje w tyle w wyścigu połysków ;)

Combo.
Combo.

Diabeł tkwi w szczegółach.
Diabeł tkwi w szczegółach.

Babcia Vondráčková :) Idzie jak zła :P

Cezetka nareszcie stanęła na nogi! Jest bogatsza o komplet dorobionych specjalnie dla niej nowych tulejek do tarczy :)) Gdyby nie „wyszedłszy” przegląd, to jeździłabym nią teraz cały czas – może i ma posturę roweru, może i nie ma nic mocy u dołu, ale ten dźwięk zawsze mnie rusza ;)

Wzmiankowane lśniące tulejki ;)
Wzmiankowane lśniące tulejki ;)

Potężny agregat :]
Potężny agregat :]

Moc w czystej postaci (choć chyba jeszcze nie wydestylowanej ;) )
Moc w czystej postaci (choć chyba jeszcze nie wydestylowanej ;) )

Ta subtelność linii, ta wykwintność materiałów -  dzieło sztuki :P
Ta subtelność linii, ta wykwintność materiałów – dzieło sztuki :P

Humorystyczny kontrapunkt dla tego nobliwego towarzystwa stanowił romet crossik zwany Kingsajzem – projekt jeszcze w fazie realizacji.

Birth still in progress ;)
Birth still in progress ;)

Postały, niektóre popyrkały i z powrotem do sypialni – pod kocyk i byle do wiosny. Ale honda zostaje jeszcze pod ręką ;)

6 thoughts on “Niedzielne wietrzenie garażu

    1. Dziękuję! Choć dziwi mnie ta opinia, bo treści na blogu są wyjątkowo wybiórcze, subiektywne i w zasadzie ciężko określić jednolity target odbiorców – ale cieszę się, że jednak znajdują się ci zadowoleni ;)

    1. Hehe, z tym wywracaniem to święta prawda :P Przynajmniej dla początkujących, ale ta akurat nauka szybko wchodzi w głowę. A jak można jechać? No, na jednym to prawie jak na rowerze, tylko pedałować nie trzeba (profit!), na innym – bardziej jak na koniu, faktycznie; jeszcze na innych, mówią, jak na kiblu albo sofie… ;p Ja na kursie wsiadłam na to jedynie z wiedzą wyniesioną z samochodu i krótkim przeszkoleniem co do czego służy i samo poszło – to tylko z boku strasznie wygląda ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *