Ośmielona sukcesem pierwszej wyprawy, ochłonąwszy też nieco z emocji, aczkolwiek nie tracąc entuzjazmu, podczas następnej wycieczki postanowiłam działać metodycznie i sporządziłam Plan (a plany, jak wiadomo, są po to, żeby wychodziły zupełnie odwrotnie ;) ). Plan istniejący tylko w głowie, utrwalony rzutem oka na google maps (przy galopującej sklerozie wiele mi to dało, ehe ;p), udał się tylko do połowy. Co nie oznacza, że druga połowa wycieczki była porażką – wręcz przeciwnie, nieplanowane trasy są wszak najciekawsze ;) Zamysł po prostu ewoluował w trakcie, ustalmy taką oficjalną wersję ;)

A czemu zagraniczna? Ano temu, że w poszukiwaniu przygody przekroczyłam granicę województw! (daleko nie miałam ;p)

DSC_0019a

Poza tym ekscytującym elementem adwenczerowym, pozostałe pozycje Planu opiewały m.in. na: odnalezienie styku trzech granic województw (jak się nie ma pod ręką trójstyku granic krajów, to dobre i takie coś), postój przy pomniku byka, przejazd malowniczą niewątpliwie (wg mapy) drogą wojewódzką nr 305 i ewentualnie zboczenie nad pobliskie jeziora. Trójstyk okazał się znajdować in the middle of nowhere, pośród mało atrakcyjnych pól uprawnych, byk był na swoim miejscu, natomiast lasy i jeziora objechałam od zupełnie drugiej strony, omijając tyleż niefrasobliwie, co nieświadomie, właściwy skręt na mej drodze.

DSC_0012a

DSC_0014a

Na dalszym etapie trasy usilnie próbowałam zgubić się jeszcze bardziej, podążając odruchowo za grupą napotkanych motocyklistów (napotkałam ich poprzez ich mnie dogonienie, wyprzedzenie i odjazd w siną dal – różnica prędkości nie sprzyjała wspólnemu podróżowaniu ;p), bez większego namysłu, że oni niekoniecznie zmierzają tam, gdzie ja. Szczątkowy zmysł orientacji w terenie nakazał mi jednak zatrzymać się w momencie, gdy już kompletnie nie kojarzyłam nazw miejscowości i jednak wyjąć tachany w plecaku atlas samochodowy, dzięki czemu odkryłam, że powinnam zrobić zwrot w tył i na lewo i dopiero tamtędy trafię do domu ;)

Nie był to koniec atrakcji, lecz dalsze trudy opowieści powierzę dokumentacji fotograficznej:

Cezeta w naturalnym środowisku
Cezeta w naturalnym środowisku.

Chwila wytchnienia dla małego silniczka i popas posiłkowy
Chwila wytchnienia dla małego silniczka i popas posiłkowy.

Ponoć spaliny dwusuwowe są mniej trujące... Zresztą długo w tym lesie nie błądziłam, to nie napsułam powietrza aż tak ;) Ponadto jestem pełna wiary w legalność tej drogi, gdyż z naprzeciwka napotkałam jadący skuter, zaś wybrana przeze mnie ścieżka znalazła swój koniec w cywilizowanej miejscowości.
Ponoć spaliny dwusuwowe są mniej trujące… Zresztą długo w tym lesie nie błądziłam, to nie napsułam powietrza aż tak ;) Ponadto jestem pełna wiary w legalność tej drogi, gdyż z naprzeciwka napotkałam jadący skuter, zaś wybrana przeze mnie ścieżka znalazła swój koniec w cywilizowanej miejscowości.

Nieoczekiwana atrakcja turystyczna, zaraz po wyjeździe z lasu, na obrzeżach Kotli.
Nieoczekiwana atrakcja turystyczna, zaraz po wyjeździe z lasu, na obrzeżach Kotli.

Oraz nieoczekiwanie kolorowe, malowane wrota, również w Kotli.
Oraz nieoczekiwanie kolorowe, malowane wrota, również w Kotli.

Na koniec, nie może zabraknąć mapki. Tym razem trasa dwukrotnie dłuższa niż poprzednio, przekroczone 100 km ;) Cezeta oficjalnie motocyklem wyprawowym ;p

mapa1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *