O hondzie CB 450 S marzyłam dzień i noc. Ta specyficzna rama. Te idealne kształty. Te gabaryty nie za duże, nie za małe. Ta, wreszcie, niepospolitość, inność i niebycie CB 500-ką. Bardzo mi zalazła za skórę, zwłaszcza w wydaniu takim, jakie kiedyś zauważyłam na Polskiej Jeździe.
Ale marzenia to jedno, a rzeczywistość to brzęcząca cezetka ;)
Jednak ziarno niepokoju było zasiane nie tylko w mojej głowie i w trakcie weekendu majowego dostałam mmsa ze zdjęciem z ogłoszenia i pytaniem, czy chcę taką? Na zdjęciu była honda, była CB i nawet 450, tyle że… N. Bez bajeranckiej ramy, ale i bez wadliwego sprzęgiełka rozrusznika, które jest na standardowym wyposażeniu S-ek ;) Ogólnie prezentowała się całkiem przyjemnie, więc stwierdziłam, że warto dać jej szansę. Oględziny były umówione tego samego dnia, bo niedaleko, 70 km. Motocykl stał w garażu pierwszego polskiego właściciela, sprowadzony 4 lata wcześniej i po paru przejażdżkach odstawiony w kąt. Stan ogólny: zakurzony. Silnik na chodzie, wyposażenie w miarę kompletne i w miarę całe, nietuningowany, nie bity, acz lekko obtarty tu i tam… Po prostu zapomniany na długi czas. Lepszy motocykl zaniedbany, niż zbytnio „zadbany” i „ulepszony” – tej poprzedni właściciel nawet nie odblokował z niemieckiej zdławionej wersji (i dobrze). Pełny oryginał – nie licząc kanapy, ale o tym za chwilę.
Wykwalifikowany człowiek i inaugurator całej akcji sprawdził ją podczas jazdy – wszystko ok. Wsiadłam na nią – oooo matko, jakie to wielkie :P (po cezecie wszystko jest wielkie) Nogami dosięgałam do ziemi o tyle, o ile, ale silnik burczał na tyle uwodzicielsko, że honda kupiła mnie od razu :D Po chwili kupiona została ona sama i tym sposobem dostałam cebulę na urodziny :P
Podobnie jak podczas pierwszej jazdy na kursie, kiedy instruktor, posadziwszy mnie na gieesie 500, rzekł do mnie (zielonej niczym szczaw na wiosnę): „jedź”, tak i teraz na hasło „masz i jedź do domu”, wzięłam i pojechałam ;) Chwilę zajęło mi oswojenie się z ogromną, 27-koniową mocą :P, ale dalej już poszło gładko – z hondką łatwo się dogadać. Droga powrotna przypomniała mi, co to znaczy jechać bez owiewki ponad 100km/h. Ale nie założę żadnej szybki, bo nie. Zepsułoby to całą surową, oszczędną stylistykę tego modelu. Ma mieć koła, silnik, kierownicę, siedzenie i niezbędne minimum, wymagane przepisami. Owiewka nie jest obowiązkowa, a i tak zresztą rzadko jeżdżę powyżej 120 – od tego pułapu próbuje mnie już konkretnie zwiać – bo honda żłopie wtedy jak smok, więc i tak prędkości wymagające szybki nie są jej docelowymi.
W domu w końcu podsumowaliśmy straszliwe usterki i mankamenty mojego egzemplarza. Przepalona żarówka. Brak linki ssania. Kierunkowskaz połapany izolką. Coś z czujnikiem stopu. 30-letni motocykl w takim stanie?? No po prostu dramat, szkoda słów ;p
Tak więc, tym samym, najgrubszym tematem okazała się kanapa ;) Pierwotnie miała dość „customowy” kształt, z przodu szeroko i nisko, z tyłu wąsko. Komuś było za wysoko, więc zastosował wyśmienity patent obniżenia poprzez „wygryzienie” gąbki od góry. Zero tłumienia i każda nierówność odbija się aż w zębach. Szybka renowacja z użyciem garażowych zapasów zaowocowała właściwym kształtem kanapy. A i, paradoksalnie, do ziemi zrobiło się bliżej, bo cała długość nóg była wreszcie skierowana w dół, a nie dookoła, jak na koniu ;)
Much better :) Choć nadal koło oryginału to to siedzisko nie leżało (brakuje przede wszystkim cykorłapki dla pasażera), to nie ma już tragedii. Nadal jest custom, ale jest wygodne i pasuje wizualnie.
Cóż więcej… Linka ssania pasowała od jakiejś innej CB, więc wleciał nowy zamiennik, a dla pewności na półce wylądował używany oryginał. Szybki czekałt silnikowy nie wykazał żadnych nieprawidłowości – celem ćwiczenia dostałam tylko zawory do wyregulowania. Noo, to wyregulowałam bodajże aż jeden, reszta była ok ;)
W późniejszym czasie wzięło mnie na kosmetykę i wypolerowałam (jak nie ja :P) chromy i aluminium (poniżej zestawienie setów – przed i po):
Ale zasadniczo, motorek nadawał się do eskapad od razu. Co też skwapliwie wykorzystałam i gdy po początkowym szybkim serwisie dostałam polecenie przetestowania, czy wszystko ok („idź się przejedź gdzieś tu po okolicy”), zrozumiałam to na swój sposób i uznałam, że okolica to nie „wkoło osiedla”, tylko… ;)
Oj no, jest w koło? Jest, prawie równe kółeczko :P
A więc jednak honda – i to lepsza niż wymarzona :)
Cześć, też na pierwsze moto kupiłem cebule…..kocham ten motocykl…jest tak wdzięczny…..i dokładnie jak i Ciebie, jak poprzedni młaściciel go odpalił, wiedziałem że musze go mieć….
Pozdro Marcin
Witam w klubie ;) Otóż to, może ta honda nie jedzie trzysta, ale jedzie zawsze i nie klęka w żadnych warunkach (szosowych ;) ). Siedzi sobie człowiek wygodnie i po prostu cieszy się jazdą. I nie musi się dostosowywać nie wiadomo jak do charakterystyki silnika, bo to on się dostosowuje do człowieka – nawet jak się zagapię na jakieś widoki i zwolnię, to rozpędza się z powrotem na czwórce bez żadnych fochów, elastycznie i zupełnie bezkonfliktowo ;)
Cześć :) macie może wiedzę jak odblokowac ten motorek? Kupiłem 450S w oryginalnym lakierze itd ale te 27 koni to troche słaby wynik. Motocykl jest swietny do jazdy ale chciałbym go odblokowac bede wdzieczny za każdą informację
450S miała trochę inny silnik. PC17, w mojej jest PC14. U siebie odblokowanie zarzuciłam. Z tego, co pamiętam, trzeba by wymieniać wałek rozrządu plus coś z gaźnikiem… W tak starym sprzęcie, gdzie elementy się już „ułożyły” do siebie, zawsze jest ryzyko, że po takiej ingerencji będą wyłazić jakieś upierdliwe problemy. A powiedzmy sobie szczerze, nawet po odblokowaniu to nie będzie demon prędkości ;)